--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tatsuya Suzuki
-
Giń potworze! Takie ścierwa jak ty nie powinny żyć!-takie raniące
słowa słyszał codziennie. Nie spierał się z nimi bo już od
dawna wiedział , że to prawda. Był potworem bo jak inaczej można
nazwać czternastolatka, który zabija dla przyjemności.
Nienawidził siebie,a raczej swojej drugiej uśpionej strony. Mimo,
że był grzecznym, cichym chłopcem ,który nie lubił przemocy, to
jego druga strona kochała ją , karmiła się nią ,czerpała
przyjemność z zabijania i torturowania. Była alternatywną wersją
jego. Wersją, której z głębi serca nienawidził i nie akceptował.
Wiele razy chciał popełnić samobójstwo, ale zawsze wtrącała się
ta mroczna część jego samego i niwelowała jego zamiar. Nie ważne
co robił - nie mógł pozbyć się swojego drugiego ja.
Ale
nie zawsze tak było. Kiedyś miał kochającą rodzinę , był
normalnym chłopcem bez jakichkolwiek poważnych problemów. Jego
dotychczasowe dylematy dotyczyły co zjeść na kolacje. Kochał
swoja mamę, młodszą siostrę, która była jego oczkiem w głowie
i swojego ojca , który był dla niego wzorcem. Jego życie w tamtym
czasie było idealne. Miał swoje własne miejsce. Czuł się
potrzebny, kochany i wspierany. Aż do pewnej koszmarnej nocy ,gdy
jego świat legł w gruzach.
---------------------------------------------------------
Tamtej
pamiętnej nocy miał 9 lat. To była piękna
noc. Księżyc był w pełni i oświetlał swoim blaskiem biały
puch, który okrywał ziemię jak kołdrą. Na niebie tańczyły małe
białe gwiazdki, co w połączeniu ze srebrną poświatą dawało
niesamowity efekt bajkowej krainy. Wydawało się, że nic nie może
zakłócić spokoju tej nocy. Dopóki na niebie nie pojawiły się
czarne smugi. Poruszały się one w nieprzewidywalny sposób, ale
zarazem pewnie i zwinnie. Ninja z innej wioski.
Członkowie
klanu Suzuki spali spokojnie w swoich rezydencjach. Ich dzień był
taki jak zwykle pełen rutyny. Chodzili na stragany do parku i
odwiedzali rodzinę. Późne wieczory spędzali spokojnie na
rozmowach w rodzinnym gronie, a rodziną była cała wioska. W takie
noce jak ta, gdy księżyc świecił jasno na niebie starsi
opowiadali historie z dawnych lat. To one tuliły do snu przyszłe
pokolenie wojowników. Gdy opowieści się kończyły wszyscy
rozchodzili się do swoich domów i odpływali w sen. Czuli się
bezpiecznie, bo jaki głupiec odważył by się zaatakować klan,
który był bardzo szanowany ze względu na potęgę jaką władał.
Nieliczni członkowie potrafili obudzić w sobie Kekkei Genkai
Shouton, który pozwalał władać elementem kryształu. Obecnie
tylko 2 ludzi z 50 w całym klanie obudziło w sobie tą ukrytą moc.
Pierwszą była głowa rodu , zaś drugą jego brat. Nikt nie
spodziewał się jednak, że w jedną noc prawie wszyscy członkowie
tej wyśmienitej rodziny zostaną wymordowani.
Postacie
ubrane na czarno wdarły się na teren klanu Suzuki. Poruszając się
bardzo cicho, niczym podmuch wiatru. Wchodziły do domów
niezauważone i jednym szybkim ruchem pozbawiały ofiary życia.
Wykonując powierzone im zadanie cieszyli się , że idzie im tak
gładko , gdyż biorąc je spodziewali się dużych komplikacji ze
względu na potęgę Kekkei Genkai tego rodu. Ich obawy sprawdziły
się po pewnym czasie, gdy głowa klanu i jego brat ruszyli na pomoc
członkom swojej rodziny. Wrodzy ninja stracili prawie całą swoją
determinację, gdy coraz więcej ich towarzyszy padało martwych na
ziemie. Po pewnym czasie tylko nieliczni zostali na polu bitwy.
Reszta, zaś wycofała się, aby dokończyć ich misję. Do potyczki
z głową rodu oraz jego bratem stanęli najmocniejsi z oprawców.
-Nie
ujdzie wam to na sucho wy skur****** !!! - Krzyczał wysoki
brązowowłosy mężczyzną będący głową klanu. Powalają na
ziemie kolejnego przeciwnika.
-
Shouton ; Shuriken no Jutsu - Mocą kryształu tworzył shurikeny i wysyłał
ich salda na nieprzyjaciół. Był bardzo dobrze wyszkolony. Poniekąd
nie został głową klanu za piękne oczy. Nie przestawał atakować
ani na chwilę wyszukując kolejnych wrogów których zamierzał
zgładzić.
-Już
nam to uszło na sucho staruchu !-wrzasnął dowódca wrogich ninja.
- Wiedziałem, że nie mielibyśmy z wami szans w uczciwej walce,
więc przygotowaliśmy dla ciebie i twojego brata niespodziankę.
Spodoba wam się na pewno. Pewnie równie mocno co fakt, że wasz
klan został prawie doszczętnie zgładzony. - Odparł ze
złowieszczym uśmieszkiem wysoki mężczyzna ubrany w bojowy strój,
wyróżniający się od reszty jedynie tym, że miał odsłoniętą
twarz. Dzięki czemu można było zobaczyć jego wygląd. Miały
czarne długie włosy związane w kucyk oraz jarzące się czerwone
oczy wyrażające chęć mordu. Gwizdnął na jednego ze swoich
towarzyszy , który rozumiejąc sygnał ruszył do jednego z domów.
-
Myślisz, że będę czekał. Haha... Zabiję was tu i teraz ! Wtedy
pomszczę moich ludzi, których zabiliście !! A ciebie dzięki
mojemu Kekkei Genkai zamknę w krysztale tak, aby wystawała tylko
sama głowa, wtedy mi wszystko wyśpiewasz. Teraz gadaj : kto i
dlaczego kazał wybić nasz klan ? - Krzyczał przywódca wymarłego
już prawie klanu Suzuki, szykując się wraz z bratem do
zaatakowania kolejnego napastnika. Mieli to przećwiczone, latami
doskonalili techniki przekazywane z pokolenia na pokolenie i
opracowywali swoje własne. Już mieli zadać cios ...
-
Na waszym miejscu wstrzymał bym się z tym atakiem chyba, że
chcecie, aby wasze kochane żony oraz dzieci ucierpiały.- Śmiał
się złowieszczo czerwonooki mężczyzna patrząc jak determinacja
gaśnie w oczach przeciwników.
-Co
im zrobiliście ? Gdzie oni są ? - Krzyczał przywódca,
przytrzymując swojego brata przed rzuceniem się na człowieka ,
który był zagrożeniem dla ich ukochanej rodziny.
-Spokojnie
chwilowo są cali. To czy przeżyją zależy już od was moi drodzy.-
Odparł z lisim uśmiechem. Patrząc
na horyzont, gdzie niedawno wysłał swojego towarzysza.-O wilku
mowa. Właśnie idą wasze pociechy.
Za
jednego z domów wyszedł pewien mężczyzna ciągnąc za sobą troje
dzieci – dziewczynkę wyglądającą na 6 lat oraz dwóch chłopców
w wieku bodajże 9 lat. Za nim szło jeszcze dwoje ludzi prowadząc
ze sobą dwie kobiety. Obu obrońcom klanu na ten widok serce
stanęło. Dzieci płakały wołając w niebo głosy o pomoc,
próbując się wyrwać lecz z marnym skutkiem. Kobiety wyglądały
za to o wiele gorzej. Ich ubrania były podarte i zakrwawione.
Siniaki oraz rany na ciele świadczyły o niedawno stoczonej bitwie.
Ich twarze były spuchnięte oraz czerwone od płaczu. Obie były
zmęczone pojedynkiem, ponieważ ledwo stały na nogach. Mężczyźni
podeszli do swojego przywódcy i brutalnie popchnęli kobiety pod
jego nogi. Zaś osoba trzymająca dzieci ustała z boku i czekała na
rozwój wydarzeń.
Brązowowłosi
mężczyźni stali złapani w pułapkę bojąc się o życie swoich
rodzin. Nie mogli zrobić nic, prócz wyczekiwania na ciąg dalszy
tego koszmaru. Byli otoczeni ze wszystkich stron, ponieważ reszta
skończyła już swoje zadanie i oczekiwała na dalsze rozkazy
przyglądając się przedstawieniu, które przyrządził dla nich ich
szef. Sytuacja dla obrońców klanu była jedną wielką tragedią.
Wszędzie panował chaos. Ich wspaniały klan został wybity, nie
ważne gdzie spojrzeć było widać płonące domy oraz zakrwawione
ciała rodaków leżące bez życia w kałużach krwi. Sami zostali
uwięzieni w pułapce gdzie każdy ich ruch decyduje o tym czy ich
ukochana rodzina przetrwa. Pomimo potęgi jaką władali w tej
sytuacji byli bezsilni zdani na kaprys wroga. No może nie do końca
bezsilni. Istniało jedno bardzo ryzykowne rozwiązanie.
-
Zabijcie nas ale nie krzywdźcie naszych rodzin. - Odparł ojciec
Tatsuyi, któremu w głowie kiełkował już plan uratowania rodziny.
Wystarczyło wykorzystać kryształy, które każdy z klanu Suzuki
nosił ukryte w biżuterii i klanowej odzieży. Yatsuhiro wraz ze
swoim bratem Taro wyczuwali je nawet teraz. Mogli w parę sekund
wznieść obronne kokony dookoła swoich rodzin, ale byli by wtedy
bezbronni. Ten atak zużywa wiele czakry.
I
jeśli zamknęli byśmy się wszyscy to wróg mógłby wykorzystać
sytuacje, kiedy jesteśmy w kokonach i je zbić mocniejszym atakiem.
Jest to bardzo niebezpieczne bo jeśli by się to im udało to nasza
porażka jest gwarantowana. Jedno z nas musi zostać na zewnątrz i
pozbyć się reszty wrogów. Jeśli ja użyłbym tego ataku to na
polu walki został by mój brat Taro i nie miałbym jak mu pomóc. Z
drugiej strony to on mógłby wykonać to jutsu , ale nie wiadomo ile
czasu by mu to zajęło. Taro jest ode mnie o kilka lat młodszy, a w
treningu i umiejętnościach to wielka przepaść.
Sekundy
mijały a Yatsuhiro wciąż stał i obserwował rodzinę i
przeciwników, którzy w każdej chwili byli gotowi do kontrataku.
Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Taro. Jeden z porywaczy
wykonał ruch przyciągając mocniej do siebie jedno z dzieci wtedy
bracia ruszyli. Yatsuhiro zaczął wykonał z wręcz piekielną
szybkością pieczecie. Taro za to osłaniał go ale zarazem
próbował dostać się bliżej do swoich bliskich. Przeciwnicy byli
zdziwieni tym, że dwaj bracia jednak odważyli się na atak. Kiedy
przeszło im pierwsze zdziwienie postanowili zaatakować zakładników,
ale Taro już działał.
-Shouton
: Supaiku – Z ziemi wyrosły kryształowe kolce odgradzając
poranione kobiety od czerwonookiego oprawcy. Napastnik, który
trzymał dzieci miał za to mniej szczęścia , ponieważ kolce,
który wyrosły z ziemi przebiły mu ręce. Rany były za poważnie i
doprowadziły do śmierci. Dzieci uwolniły się i szybko podbiegły
do swoich mam. Taro był szczęśliwy, ponieważ udało mu się
uwolnić rodzinę. Akurat w tym momencie jego brat skończył
przygotowywać jutu.
-
Shouton ; Gōkei bōei no Jutsu - Z ubrań Yatsuhiro, dzieci oraz
zmęczonych kobiet zaczęła emanować ciepłym białym światłem
aura, która zaczęła pokrywać członków klanu Suzuki, żeby
później wytworzyć taflę o kształcie plastrów miodu, pokrywając
całe ciała rodziny. Na polu bitwy pozostał tylko Taro. Był
szczęśliwy, ponieważ jego rodzina była po części bezpieczna.
Teraz musiał jedynie pilnować, aby jutsu nie zostało przerwane.
Był potężnym wojownikiem, ale dużo brakowało mu do jego brata.
Chociaż teraz kiedy wiedział że wszyscy mu bliscy są bezpieczni.
Mógł dać upust swojemu gniewowi, który kumulował się w nim od
kąt obudził się i zauważył, że jego ukochany klan jest
atakowany. Obudziła się w nim dzika żądza krwi. Mógł teraz
zemścić się na wrogich ninja za to, że wybili prawie cały klan
Suzuki.
-
To teraz zacznie się zabawa- rzekł zastępca klanu ze złowieszczym
uśmieszkiem.
Przeciwników
zostało około 30. Był przekonany, że szybko się z nimi upora i
zajmie się ich szefem, który przyglądał się temu wszystkiemu z
uśmiechem na ustach. Nie czekał na ich pierwszy ruch. Musiał się
śpieszyć, ponieważ nie wiedział na ile czasu jego bratu starczy
chakry aby utrzymać technikę. Rzucił się w wir walki, lecz nie
zapomniał aby chronić też kryształowe kokony. Przeciwnicy rzucili
się na niego z dzikim rykiem. A on z uśmiechem na ustach odpierał
ataki kunaiem , który nie wiadomo skąd pojawił się w jego ręku.
Pierwszy przeciwnik poległ od rzutu kunaiem , ponieważ próbował
dostać się do kokonów. Taro znudził się samą obroną więc
przeszedł do ataku.
-
Shouton : Kurisutaru tsume – z jego kostek na ręku wyrosły
kryształowe pazury. Z jeszcze większym zapałem ruszył do walki
parując ataki kolejnych przeciwników oraz zadając im obrażenia
dzięki pazurom na rękach. Powolną śmiercią poprzez wykrwawienie
zginęło już pięcioro ,a na swój koniec czeka jeszcze 24 osób.
Taro nie obchodziło to, że był cały we krwi swoich wrogów.
Liczyło się to, aby osoby które podniosły rękę na jego rodzinę
umierały w agonii. Kolejny przeciwnik rzucił się na niego z
kataną. Zaczął atakować lewy bok. Taro odskoczył i sparował
atak pazurami lewej ręki. Następnie prawą przeciął katanę
przeciwnika na parę części .Bezbronny osobnik chciał odskoczyć
lecz Taro był szybszy. Wbił przeciwnikowi pazury centralnie w
serce. Następny ruszał na niego z lewej, dwaj kolejni z tyłu. Brat
Yatsuhiro odwołał pazur i zaczął szybko składać pieczęcie do
następnej techniki.
-
Shouton : Supaiku – z jego ciała wyrosły kryształowe kolce.
Przeciwnicy, którzy zaatakowali nie zdążyli odskoczyć. Nadziali
się na kolce lecz nie umarli, ponieważ wysunęły się one w takich
miejscach aby zranić przeciwnika i zadać mu jak najwięcej bólu
ale go nie zabić. Technika zniknęła , a wrogowie wylądowali na
ziemi. Krzycząc umierali w agonii. Nie chciał aby umarli od razu.
Co to to nie. Chciał żeby cierpieli i patrzyli jak po kolei wybija
ich towarzyszy. Rozkoszował się tym. To była zemsta za każdą
krzywdę wyrządzoną jego rodzinie.
Kolejnych
5 ruszyło na niego prawie jednocześnie. Atakowali go kunaiami ze
wszystkich stron. Wyciągnął dwie katany, które miał ukryte pod
płaszczem i zaczął parować nadchodzące ataki. Kataną trzymaną
w prawej ręce powalił jednego z przeciwników trafiając go w sam
środek brzucha. Następny poległ po tym jak Taro odciął mu lewą
rękę .Kolejni trzej walczyli zaciekle próbując zaatakować go od
tyłu. Zastępca głowy klanu zrobił szybki obrót i zaatakował ich
obiema katanami tnąc po torsach. Przeciwnicy padli pod wpływem
głębokich ran na piersi. Pozostała połowa. Wrogowie zaczęli
atakować z dystansu. Shurikeny latały w powietrzu, a on tańczył
pomiędzy nimi. Znudziło mu się uciekanie więc zaczął składać
pieczęcie do następnej techniki.
-
Shouton : Shuriken no Jutsu – z jego ciała zaczęły wydobywać
się małe shurikeny. Leciały idealnie do celu jakby do przeciwnika
była przywiązana nitka. Poległo kolejnych sześciu po tym jak w
ich ciała wbiła się masa shurikenów. Zostało dziewięciu plus
przywódca. Koniec był bliski.
-
Katon ; Goukakyuu no Jutsu – Jeden z jego przeciwników posłał w
jego stronę wielką ognistą kule. Nie czekając przeszedł do
samoobrony.
-
Shouton ; Kabe no Jutsu – Przed nim wyrosła wysoka ściana
chroniąca go przed ognistą kulą. Jeden z przeciwników poruszając
się z zniewalającą prędkości zaszedł go od tyłu i próbował
obezwładnić. To był jego największy błąd.
-
Shouton ; Hōdō no Jutsu – Ściana rozpadła się, a kryształ z
niej zaczął pokrywać ciało Taro powłoką z małymi kolcami.
Osobnik, który chciał go obezwładnić nadział się na nie . Z nie
wiadomo jakich przyczyn nagle odskoczył zostawiając Taro w spokoju.
Upadł na kolana i łapiąc się za głowę wrzeszczał w niebo
głosy, a z jego całego ciała zaczęły wydobywać się kryształy.
Nie czekając na rozwój wydarzeń brązowowłosy zastępca głowy
klanu zaczął szarżować na przeciwnika. Wywiązała się walka
taijutsu. Ocalała ósemka nie nacieszyła się długo życiem,
ponieważ wystarczył jeden atak Taro, a wszyscy zaczęli się zwijać
z bólu. Z ich ciał tak jak i z ciała pierwszego śmiałka zaczął
wydobywać się kryształ. Został tylko czarnowłosy przywódca.
Jednak to nie było pociechą dla brata Yatsuhiro, ponieważ zostało
mu bardzo mało chakry, a przeciwnik był pełny sił. Nie wiedział
jak silny jest dowódca wrogów bo do tej pory stał na uboczu i
tylko się przyglądał.
-
Cóż.-rzekł uśmiechając się czerwonooki- właśnie tego się
spodziewaliśmy po osobie władającą tak potężnym Kekkei Genkai.
- Zaczął powoli iść w stronę Taro. - Jednak muszę cię
rozczarować, ponieważ nie wygrasz tego starcia. Gdy z tobą skończę
zajmę się tymi pier******** kokonami, a gdy je zniszczę zabiję
resztę twojej ukochanej rodziny. Ale nie martw się ty tego nie
zobaczysz bo zginiesz w tym momencie. - Odparł zbliżając się do
brązowowłosego.
-
Nie ważne ile chakry mi zostało pokonam cię. Nie pozwolę ci już
więcej krzywdzić mojej rodziny – Zaczął szykować się do ataku
na wroga lecz przeciwnik nagle zniknął.
-
Co do... - Nie dokończył, ponieważ nagle wyczuł za sobą czyjąś
obecność. Nie zdążył się odwrócił, kiedy usłyszał.
-
Jesteś za wolny. - Wyszeptał mu do ucha czerwonooki – Dobrze
walczyłeś lecz to nie wystarczy, aby mnie pokonać. Jesteś za
słaby. Jednak trochę mnie zaciekawiłeś więc powiem ci jak mnie
zwą. Wołają na mnie Chōkyōshi kaminari.
-
To niemożliwe ty jesteś... - Ledwo wyszeptał przerażony Taro.
-
Haha... Kocham to uczucie, które czuję jak patrzę na przerażonych
ludzi. Uwielbiam gdy kulą się przede mną ze strachu. Ale to musi
poczekać, gdyż mam zadanie do wykonania. Nie przedłużając.
Żegnaj posiadaczu Kekkei Genkai Shouton. Nie musisz się martwić
zaopiekuję się twoją rodziną. Hahaha... - Z szaleńczym uśmiechem
na ustach wbił kunai prosto w serce Taro. Oczy brązowowłosego
zaczęły przygasać. Upadł na ziemię. Zaczęło mu się robić
coraz zimniej. Walczył nie chciał umierać, a raczej nie mógł.
Musiał przecież obronić swoją rodzinę. Nie mógł pozwolić aby
wróg wygrał ,nawet pomimo tego, że był to Chōkyōshi kaminari.
Ostatkiem sił widział jak czerwonooki zbliża się do kryształowych
kokonów. Widział przerażone twarze dzieci, które cały czas
krzyczały, aby się nie poddawał. Zrozpaczoną twarz swojej żony,
która przez łzy wołała jego imię. Zapragnął przytulić ją po
raz ostatni. Wziąć w ramiona i wyszeptać do jej ucha, że ją
kocha i zawsze przy niej będzie. Chciał przytulić swojego syna i
powiedzie, żeby nigdy się nie poddawał i bronił mamę za wszelką
cenę. Żałował, że nie zobaczy jak jego syn dorasta. Nie będzie
mógł być przy nim kiedy ten stanie na ślubnym kobiercu. Nie
będzie mógł mu pomagać z problemami. Spojrzał na swojego brata,
lecz widząc na jego twarzy niewyobrażony smutek, cierpiał jeszcze
bardziej ale nie fizycznie, tylko psychicznie. Jego serce krwawiło z
rozpaczy. Jego obraz zaczął się rozmazywać, ciało stawało się
coraz cięższe. Ostatkiem sił wyszeptał :
-
Przepraszam. Zawiodłem was. Pomimo, że teraz odchodzę to zawsze
cząstka mnie będzie z wami. Żegnajcie. - Zaczął spadać, a
zjawisku temu towarzyszył odgłos wołania go przez jego rodzinę.
Słyszał jak krzyczą jego imię jak proszą, żeby się nie
poddawał. Jednak to była ostatnia rzecz jaką usłyszał , ponieważ
jego spadanie dobiegło końca.
-
Teraz wasza kolej. - Rzekł czarnowłosy będąc coraz bliżej
kryształowych kokonów. - Zabawę czas zacząć. Hahaha....
Ciąg
dalszy nastąpi...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
* Chōkyōshi
kaminari - pogromca piorunów ( z jap.)
* myśli danej osoby
Liczę, że rozdział wam się spodoba ;) W jego tworzeniu pomagała mi papillondigo. Bez niej nie ukazał by się tak szybko ^.^ Dziękuje za wszystkie komentarze i wejścia na bloga. Ten rozdział to prezent na zakończenie roku 2015 oraz początek roku 2016 ;) Sayonara w następnym roku.