środa, 30 grudnia 2015

Rozdział 1

Ohayo tu Kitsune21. ^.^  Myślałam, że nie skończę tego rozdziału przed nowym rokiem ale po zobaczeniu komentarzy wzięłam się w garść i oto rozdział. Miłego czytania. :)

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
                                                        

                                                           Tatsuya Suzuki

- Giń potworze! Takie ścierwa jak ty nie powinny żyć!-takie raniące słowa słyszał codziennie. Nie spierał się z nimi bo już od dawna wiedział , że to prawda. Był potworem bo jak inaczej można nazwać czternastolatka, który zabija dla przyjemności. Nienawidził siebie,a raczej swojej drugiej uśpionej strony. Mimo, że był grzecznym, cichym chłopcem ,który nie lubił przemocy, to jego druga strona kochała ją , karmiła się nią ,czerpała przyjemność z zabijania i torturowania. Była alternatywną wersją jego. Wersją, której z głębi serca nienawidził i nie akceptował. Wiele razy chciał popełnić samobójstwo, ale zawsze wtrącała się ta mroczna część jego samego i niwelowała jego zamiar. Nie ważne co robił - nie mógł pozbyć się swojego drugiego ja.
Ale nie zawsze tak było. Kiedyś miał kochającą rodzinę , był normalnym chłopcem bez jakichkolwiek poważnych problemów. Jego dotychczasowe dylematy dotyczyły co zjeść na kolacje. Kochał swoja mamę, młodszą siostrę, która była jego oczkiem w głowie i swojego ojca , który był dla niego wzorcem. Jego życie w tamtym czasie było idealne. Miał swoje własne miejsce. Czuł się potrzebny, kochany i wspierany. Aż do pewnej koszmarnej nocy ,gdy jego świat legł w gruzach.
---------------------------------------------------------
Tamtej pamiętnej nocy miał 9 lat. To była piękna noc. Księżyc był w pełni i oświetlał swoim blaskiem biały puch, który okrywał ziemię jak kołdrą. Na niebie tańczyły małe białe gwiazdki, co w połączeniu ze srebrną poświatą dawało niesamowity efekt bajkowej krainy. Wydawało się, że nic nie może zakłócić spokoju tej nocy. Dopóki na niebie nie pojawiły się czarne smugi. Poruszały się one w nieprzewidywalny sposób, ale zarazem pewnie i zwinnie. Ninja z innej wioski.
Członkowie klanu Suzuki spali spokojnie w swoich rezydencjach. Ich dzień był taki jak zwykle pełen rutyny. Chodzili na stragany do parku i odwiedzali rodzinę. Późne wieczory spędzali spokojnie na rozmowach w rodzinnym gronie, a rodziną była cała wioska. W takie noce jak ta, gdy księżyc świecił jasno na niebie starsi opowiadali historie z dawnych lat. To one tuliły do snu przyszłe pokolenie wojowników. Gdy opowieści się kończyły wszyscy rozchodzili się do swoich domów i odpływali w sen. Czuli się bezpiecznie, bo jaki głupiec odważył by się zaatakować klan, który był bardzo szanowany ze względu na potęgę jaką władał. Nieliczni członkowie potrafili obudzić w sobie Kekkei Genkai Shouton, który pozwalał władać elementem kryształu. Obecnie tylko 2 ludzi z 50 w całym klanie obudziło w sobie tą ukrytą moc. Pierwszą była głowa rodu , zaś drugą jego brat. Nikt nie spodziewał się jednak, że w jedną noc prawie wszyscy członkowie tej wyśmienitej rodziny zostaną wymordowani.
Postacie ubrane na czarno wdarły się na teren klanu Suzuki. Poruszając się bardzo cicho, niczym podmuch wiatru. Wchodziły do domów niezauważone i jednym szybkim ruchem pozbawiały ofiary życia. Wykonując powierzone im zadanie cieszyli się , że idzie im tak gładko , gdyż biorąc je spodziewali się dużych komplikacji ze względu na potęgę Kekkei Genkai tego rodu. Ich obawy sprawdziły się po pewnym czasie, gdy głowa klanu i jego brat ruszyli na pomoc członkom swojej rodziny. Wrodzy ninja stracili prawie całą swoją determinację, gdy coraz więcej ich towarzyszy padało martwych na ziemie. Po pewnym czasie tylko nieliczni zostali na polu bitwy. Reszta, zaś wycofała się, aby dokończyć ich misję. Do potyczki z głową rodu oraz jego bratem stanęli najmocniejsi z oprawców.
-Nie ujdzie wam to na sucho wy skur****** !!! - Krzyczał wysoki brązowowłosy mężczyzną będący głową klanu. Powalają na ziemie kolejnego przeciwnika.
- Shouton ; Shuriken no Jutsu - Mocą kryształu tworzył shurikeny i wysyłał ich salda na nieprzyjaciół. Był bardzo dobrze wyszkolony. Poniekąd nie został głową klanu za piękne oczy. Nie przestawał atakować ani na chwilę wyszukując kolejnych wrogów których zamierzał zgładzić.
-Już nam to uszło na sucho staruchu !-wrzasnął dowódca wrogich ninja. - Wiedziałem, że nie mielibyśmy z wami szans w uczciwej walce, więc przygotowaliśmy dla ciebie i twojego brata niespodziankę. Spodoba wam się na pewno. Pewnie równie mocno co fakt, że wasz klan został prawie doszczętnie zgładzony. - Odparł ze złowieszczym uśmieszkiem wysoki mężczyzna ubrany w bojowy strój, wyróżniający się od reszty jedynie tym, że miał odsłoniętą twarz. Dzięki czemu można było zobaczyć jego wygląd. Miały czarne długie włosy związane w kucyk oraz jarzące się czerwone oczy wyrażające chęć mordu. Gwizdnął na jednego ze swoich towarzyszy , który rozumiejąc sygnał ruszył do jednego z domów.
- Myślisz, że będę czekał. Haha... Zabiję was tu i teraz ! Wtedy pomszczę moich ludzi, których zabiliście !! A ciebie dzięki mojemu Kekkei Genkai zamknę w krysztale tak, aby wystawała tylko sama głowa, wtedy mi wszystko wyśpiewasz. Teraz gadaj : kto i dlaczego kazał wybić nasz klan ? - Krzyczał przywódca wymarłego już prawie klanu Suzuki, szykując się wraz z bratem do zaatakowania kolejnego napastnika. Mieli to przećwiczone, latami doskonalili techniki przekazywane z pokolenia na pokolenie i opracowywali swoje własne. Już mieli zadać cios ...
- Na waszym miejscu wstrzymał bym się z tym atakiem chyba, że chcecie, aby wasze kochane żony oraz dzieci ucierpiały.- Śmiał się złowieszczo czerwonooki mężczyzna patrząc jak determinacja gaśnie w oczach przeciwników.
-Co im zrobiliście ? Gdzie oni są ? - Krzyczał przywódca, przytrzymując swojego brata przed rzuceniem się na człowieka , który był zagrożeniem dla ich ukochanej rodziny.
-Spokojnie chwilowo są cali. To czy przeżyją zależy już od was moi drodzy.- Odparł z lisim uśmiechem. Patrząc na horyzont, gdzie niedawno wysłał swojego towarzysza.-O wilku mowa. Właśnie idą wasze pociechy.
Za jednego z domów wyszedł pewien mężczyzna ciągnąc za sobą troje dzieci – dziewczynkę wyglądającą na 6 lat oraz dwóch chłopców w wieku bodajże 9 lat. Za nim szło jeszcze dwoje ludzi prowadząc ze sobą dwie kobiety. Obu obrońcom klanu na ten widok serce stanęło. Dzieci płakały wołając w niebo głosy o pomoc, próbując się wyrwać lecz z marnym skutkiem. Kobiety wyglądały za to o wiele gorzej. Ich ubrania były podarte i zakrwawione. Siniaki oraz rany na ciele świadczyły o niedawno stoczonej bitwie. Ich twarze były spuchnięte oraz czerwone od płaczu. Obie były zmęczone pojedynkiem, ponieważ ledwo stały na nogach. Mężczyźni podeszli do swojego przywódcy i brutalnie popchnęli kobiety pod jego nogi. Zaś osoba trzymająca dzieci ustała z boku i czekała na rozwój wydarzeń.
Brązowowłosi mężczyźni stali złapani w pułapkę bojąc się o życie swoich rodzin. Nie mogli zrobić nic, prócz wyczekiwania na ciąg dalszy tego koszmaru. Byli otoczeni ze wszystkich stron, ponieważ reszta skończyła już swoje zadanie i oczekiwała na dalsze rozkazy przyglądając się przedstawieniu, które przyrządził dla nich ich szef. Sytuacja dla obrońców klanu była jedną wielką tragedią. Wszędzie panował chaos. Ich wspaniały klan został wybity, nie ważne gdzie spojrzeć było widać płonące domy oraz zakrwawione ciała rodaków leżące bez życia w kałużach krwi. Sami zostali uwięzieni w pułapce gdzie każdy ich ruch decyduje o tym czy ich ukochana rodzina przetrwa. Pomimo potęgi jaką władali w tej sytuacji byli bezsilni zdani na kaprys wroga. No może nie do końca bezsilni. Istniało jedno bardzo ryzykowne rozwiązanie.
- Zabijcie nas ale nie krzywdźcie naszych rodzin. - Odparł ojciec Tatsuyi, któremu w głowie kiełkował już plan uratowania rodziny. Wystarczyło wykorzystać kryształy, które każdy z klanu Suzuki nosił ukryte w biżuterii i klanowej odzieży. Yatsuhiro wraz ze swoim bratem Taro wyczuwali je nawet teraz. Mogli w parę sekund wznieść obronne kokony dookoła swoich rodzin, ale byli by wtedy bezbronni. Ten atak zużywa wiele czakry.
I jeśli zamknęli byśmy się wszyscy to wróg mógłby wykorzystać sytuacje, kiedy jesteśmy w kokonach i je zbić mocniejszym atakiem. Jest to bardzo niebezpieczne bo jeśli by się to im udało to nasza porażka jest gwarantowana. Jedno z nas musi zostać na zewnątrz i pozbyć się reszty wrogów. Jeśli ja użyłbym tego ataku to na polu walki został by mój brat Taro i nie miałbym jak mu pomóc. Z drugiej strony to on mógłby wykonać to jutsu , ale nie wiadomo ile czasu by mu to zajęło. Taro jest ode mnie o kilka lat młodszy, a w treningu i umiejętnościach to wielka przepaść.
Sekundy mijały a Yatsuhiro wciąż stał i obserwował rodzinę i przeciwników, którzy w każdej chwili byli gotowi do kontrataku. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Taro. Jeden z porywaczy wykonał ruch przyciągając mocniej do siebie jedno z dzieci wtedy bracia ruszyli. Yatsuhiro zaczął wykonał z wręcz piekielną szybkością pieczecie. Taro za to osłaniał go ale zarazem próbował dostać się bliżej do swoich bliskich. Przeciwnicy byli zdziwieni tym, że dwaj bracia jednak odważyli się na atak. Kiedy przeszło im pierwsze zdziwienie postanowili zaatakować zakładników, ale Taro już działał.
-Shouton : Supaiku – Z ziemi wyrosły kryształowe kolce odgradzając poranione kobiety od czerwonookiego oprawcy. Napastnik, który trzymał dzieci miał za to mniej szczęścia , ponieważ kolce, który wyrosły z ziemi przebiły mu ręce. Rany były za poważnie i doprowadziły do śmierci. Dzieci uwolniły się i szybko podbiegły do swoich mam. Taro był szczęśliwy, ponieważ udało mu się uwolnić rodzinę. Akurat w tym momencie jego brat skończył przygotowywać jutu.
- Shouton ; Gōkei bōei no Jutsu - Z ubrań Yatsuhiro, dzieci oraz zmęczonych kobiet zaczęła emanować ciepłym białym światłem aura, która zaczęła pokrywać członków klanu Suzuki, żeby później wytworzyć taflę o kształcie plastrów miodu, pokrywając całe ciała rodziny. Na polu bitwy pozostał tylko Taro. Był szczęśliwy, ponieważ jego rodzina była po części bezpieczna. Teraz musiał jedynie pilnować, aby jutsu nie zostało przerwane. Był potężnym wojownikiem, ale dużo brakowało mu do jego brata. Chociaż teraz kiedy wiedział że wszyscy mu bliscy są bezpieczni. Mógł dać upust swojemu gniewowi, który kumulował się w nim od kąt obudził się i zauważył, że jego ukochany klan jest atakowany. Obudziła się w nim dzika żądza krwi. Mógł teraz zemścić się na wrogich ninja za to, że wybili prawie cały klan Suzuki.
- To teraz zacznie się zabawa- rzekł zastępca klanu ze złowieszczym uśmieszkiem.
Przeciwników zostało około 30. Był przekonany, że szybko się z nimi upora i zajmie się ich szefem, który przyglądał się temu wszystkiemu z uśmiechem na ustach. Nie czekał na ich pierwszy ruch. Musiał się śpieszyć, ponieważ nie wiedział na ile czasu jego bratu starczy chakry aby utrzymać technikę. Rzucił się w wir walki, lecz nie zapomniał aby chronić też kryształowe kokony. Przeciwnicy rzucili się na niego z dzikim rykiem. A on z uśmiechem na ustach odpierał ataki kunaiem , który nie wiadomo skąd pojawił się w jego ręku. Pierwszy przeciwnik poległ od rzutu kunaiem , ponieważ próbował dostać się do kokonów. Taro znudził się samą obroną więc przeszedł do ataku.
- Shouton : Kurisutaru tsume – z jego kostek na ręku wyrosły kryształowe pazury. Z jeszcze większym zapałem ruszył do walki parując ataki kolejnych przeciwników oraz zadając im obrażenia dzięki pazurom na rękach. Powolną śmiercią poprzez wykrwawienie zginęło już pięcioro ,a na swój koniec czeka jeszcze 24 osób. Taro nie obchodziło to, że był cały we krwi swoich wrogów. Liczyło się to, aby osoby które podniosły rękę na jego rodzinę umierały w agonii. Kolejny przeciwnik rzucił się na niego z kataną. Zaczął atakować lewy bok. Taro odskoczył i sparował atak pazurami lewej ręki. Następnie prawą przeciął katanę przeciwnika na parę części .Bezbronny osobnik chciał odskoczyć lecz Taro był szybszy. Wbił przeciwnikowi pazury centralnie w serce. Następny ruszał na niego z lewej, dwaj kolejni z tyłu. Brat Yatsuhiro odwołał pazur i zaczął szybko składać pieczęcie do następnej techniki.
- Shouton : Supaiku – z jego ciała wyrosły kryształowe kolce. Przeciwnicy, którzy zaatakowali nie zdążyli odskoczyć. Nadziali się na kolce lecz nie umarli, ponieważ wysunęły się one w takich miejscach aby zranić przeciwnika i zadać mu jak najwięcej bólu ale go nie zabić. Technika zniknęła , a wrogowie wylądowali na ziemi. Krzycząc umierali w agonii. Nie chciał aby umarli od razu. Co to to nie. Chciał żeby cierpieli i patrzyli jak po kolei wybija ich towarzyszy. Rozkoszował się tym. To była zemsta za każdą krzywdę wyrządzoną jego rodzinie.
Kolejnych 5 ruszyło na niego prawie jednocześnie. Atakowali go kunaiami ze wszystkich stron. Wyciągnął dwie katany, które miał ukryte pod płaszczem i zaczął parować nadchodzące ataki. Kataną trzymaną w prawej ręce powalił jednego z przeciwników trafiając go w sam środek brzucha. Następny poległ po tym jak Taro odciął mu lewą rękę .Kolejni trzej walczyli zaciekle próbując zaatakować go od tyłu. Zastępca głowy klanu zrobił szybki obrót i zaatakował ich obiema katanami tnąc po torsach. Przeciwnicy padli pod wpływem głębokich ran na piersi. Pozostała połowa. Wrogowie zaczęli atakować z dystansu. Shurikeny latały w powietrzu, a on tańczył pomiędzy nimi. Znudziło mu się uciekanie więc zaczął składać pieczęcie do następnej techniki.
- Shouton : Shuriken no Jutsu – z jego ciała zaczęły wydobywać się małe shurikeny. Leciały idealnie do celu jakby do przeciwnika była przywiązana nitka. Poległo kolejnych sześciu po tym jak w ich ciała wbiła się masa shurikenów. Zostało dziewięciu plus przywódca. Koniec był bliski.
- Katon ; Goukakyuu no Jutsu – Jeden z jego przeciwników posłał w jego stronę wielką ognistą kule. Nie czekając przeszedł do samoobrony.
- Shouton ; Kabe no Jutsu – Przed nim wyrosła wysoka ściana chroniąca go przed ognistą kulą. Jeden z przeciwników poruszając się z zniewalającą prędkości zaszedł go od tyłu i próbował obezwładnić. To był jego największy błąd.
- Shouton ; Hōdō no Jutsu – Ściana rozpadła się, a kryształ z niej zaczął pokrywać ciało Taro powłoką z małymi kolcami. Osobnik, który chciał go obezwładnić nadział się na nie . Z nie wiadomo jakich przyczyn nagle odskoczył zostawiając Taro w spokoju. Upadł na kolana i łapiąc się za głowę wrzeszczał w niebo głosy, a z jego całego ciała zaczęły wydobywać się kryształy. Nie czekając na rozwój wydarzeń brązowowłosy zastępca głowy klanu zaczął szarżować na przeciwnika. Wywiązała się walka taijutsu. Ocalała ósemka nie nacieszyła się długo życiem, ponieważ wystarczył jeden atak Taro, a wszyscy zaczęli się zwijać z bólu. Z ich ciał tak jak i z ciała pierwszego śmiałka zaczął wydobywać się kryształ. Został tylko czarnowłosy przywódca. Jednak to nie było pociechą dla brata Yatsuhiro, ponieważ zostało mu bardzo mało chakry, a przeciwnik był pełny sił. Nie wiedział jak silny jest dowódca wrogów bo do tej pory stał na uboczu i tylko się przyglądał.
- Cóż.-rzekł uśmiechając się czerwonooki- właśnie tego się spodziewaliśmy po osobie władającą tak potężnym Kekkei Genkai. - Zaczął powoli iść w stronę Taro. - Jednak muszę cię rozczarować, ponieważ nie wygrasz tego starcia. Gdy z tobą skończę zajmę się tymi pier******** kokonami, a gdy je zniszczę zabiję resztę twojej ukochanej rodziny. Ale nie martw się ty tego nie zobaczysz bo zginiesz w tym momencie. - Odparł zbliżając się do brązowowłosego.
- Nie ważne ile chakry mi zostało pokonam cię. Nie pozwolę ci już więcej krzywdzić mojej rodziny – Zaczął szykować się do ataku na wroga lecz przeciwnik nagle zniknął.
- Co do... - Nie dokończył, ponieważ nagle wyczuł za sobą czyjąś obecność. Nie zdążył się odwrócił, kiedy usłyszał.
- Jesteś za wolny. - Wyszeptał mu do ucha czerwonooki – Dobrze walczyłeś lecz to nie wystarczy, aby mnie pokonać. Jesteś za słaby. Jednak trochę mnie zaciekawiłeś więc powiem ci jak mnie zwą. Wołają na mnie Chōkyōshi kaminari.
- To niemożliwe ty jesteś... - Ledwo wyszeptał przerażony Taro.
- Haha... Kocham to uczucie, które czuję jak patrzę na przerażonych ludzi. Uwielbiam gdy kulą się przede mną ze strachu. Ale to musi poczekać, gdyż mam zadanie do wykonania. Nie przedłużając. Żegnaj posiadaczu Kekkei Genkai Shouton. Nie musisz się martwić zaopiekuję się twoją rodziną. Hahaha... - Z szaleńczym uśmiechem na ustach wbił kunai prosto w serce Taro. Oczy brązowowłosego zaczęły przygasać. Upadł na ziemię. Zaczęło mu się robić coraz zimniej. Walczył nie chciał umierać, a raczej nie mógł. Musiał przecież obronić swoją rodzinę. Nie mógł pozwolić aby wróg wygrał ,nawet pomimo tego, że był to Chōkyōshi kaminari. Ostatkiem sił widział jak czerwonooki zbliża się do kryształowych kokonów. Widział przerażone twarze dzieci, które cały czas krzyczały, aby się nie poddawał. Zrozpaczoną twarz swojej żony, która przez łzy wołała jego imię. Zapragnął przytulić ją po raz ostatni. Wziąć w ramiona i wyszeptać do jej ucha, że ją kocha i zawsze przy niej będzie. Chciał przytulić swojego syna i powiedzie, żeby nigdy się nie poddawał i bronił mamę za wszelką cenę. Żałował, że nie zobaczy jak jego syn dorasta. Nie będzie mógł być przy nim kiedy ten stanie na ślubnym kobiercu. Nie będzie mógł mu pomagać z problemami. Spojrzał na swojego brata, lecz widząc na jego twarzy niewyobrażony smutek, cierpiał jeszcze bardziej ale nie fizycznie, tylko psychicznie. Jego serce krwawiło z rozpaczy. Jego obraz zaczął się rozmazywać, ciało stawało się coraz cięższe. Ostatkiem sił wyszeptał :
- Przepraszam. Zawiodłem was. Pomimo, że teraz odchodzę to zawsze cząstka mnie będzie z wami. Żegnajcie. - Zaczął spadać, a zjawisku temu towarzyszył odgłos wołania go przez jego rodzinę. Słyszał jak krzyczą jego imię jak proszą, żeby się nie poddawał. Jednak to była ostatnia rzecz jaką usłyszał , ponieważ jego spadanie dobiegło końca.
- Teraz wasza kolej. - Rzekł czarnowłosy będąc coraz bliżej kryształowych kokonów. - Zabawę czas zacząć. Hahaha....
Ciąg dalszy nastąpi...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
   
* Chōkyōshi kaminari - pogromca piorunów ( z jap.)
* myśli danej osoby

 Liczę, że rozdział wam się spodoba ;) W jego tworzeniu pomagała mi papillondigo. Bez niej nie ukazał by się tak szybko ^.^  Dziękuje za wszystkie komentarze i wejścia na bloga. Ten rozdział to prezent na zakończenie roku 2015 oraz początek roku 2016 ;) Sayonara w następnym roku.
                



6 komentarzy:

  1. Bardzo fajny opis walki. Nie powiem, trzyma w napięciu akcje.
    Jedyne czego nie rozumiem, to ten cały Tatsu... kto to?
    Ale tak to jest świetnie. Czekam na nory rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tatsuya Suzuki. Tak nazywa się jedna z głównych postaci. W pierwszych rozdziałach chciałam przybliżyć ich życie, aby czytelnik mógł poznać, każdego z głównych bohaterów od początku. W 1 rozdziale jest to historia życia Tatsu. Nie chciałam wyskakiwać z postaciami, które wzięły się nie wiadomo z kąt. Dlatego pierwsze rozdziały będą opisywać po części życie głównych bohaterów oraz dlaczego zdecydowali się wyruszyć do konohy, do miejsca gdzie ma się spotkać cała piątka.

      Usuń
  2. Rozdział jest świetny. Świetny pomysł by opisać część historii głównych bohaterów.
    Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny. Trzymajacy w napięciu, a takie lubię najbardziej. Przybliżenie histori Tatsuyego ( czy jak to się tam odmienia) jest naprawdę dobrym pomysłem. Zaciekawiłaś mnie strasznie, przeczytałam tak szybko, że miałam wrażenie, że jest za krótkie. Pisz mi tu szybko nastepny rozdział, bo się już nie mogę doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow. Nie wiem co powiedzieć. Genialne, czytałem z zapartym tchem. Od razu z grubej rury takie coś lubię. No nic lecę czytać następne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się pomysł przybliżenia historii dodanych przez ciebie bohaterów. :)

    OdpowiedzUsuń