Dziękuje za 1000 wejść na bloga. Nawet nie wiecie jaka jestem zaskoczona, że udało się to tak szybko. Dziękuje wam za to.Nie rozpisując się. Życzę miłego czytania.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Taro !! Nie !! - Po okolicy rozniósł się głos niosący ze sobą smutek, przerażenie, rozpacz. To właśnie te uczucia w obecnej chwili ogarnęły Yatsuhiro. Jego brat, jego ukochany brat Taro nie żyje.
Dlaczego?
Dlaczego to musiał być on? To nie może być prawda! Dlaczego byłem
tak głupi i zostawiłem go tam samego? Kur**, ale jestem głupcem!
Taro wybacz mi proszę. To miało potoczyć się zupełnie inaczej.
Przepraszam!!
Te
myśli zabijały Yatsuhiro od środka. Nie mógł uwierzyć, że jego
jedyny, ukochany brat nie żyje. Od zawsze byli razem, a teraz został
sam. Nie mógł jednak długo o tym rozmyślać, ponieważ człowiek,
który zabił Taro właśnie zbliża się w ich stronę. Zagrożenie
nie minęło, lecz jeszcze bardziej wzrosło.
Yatsuhiro
ogarnęła panika. Jego chakra była na wyczerpaniu, a zagrożenie
było coraz bliżej. Nie wiedział co ma robić. Jego rodzina znów
była w niebezpieczeństwie, a on nie miał pomysłów jak wybrnąć
z tego koszmaru. Jedno wiedział na pewno. Nie podda się bez walki.
Jest przecież głową klanu, a nie jakąś zasraną beksą. Musiał
coś wykombinować, lecz jeszcze nie wiedział co.
-
Teraz wasza kolej. - czarnowłosy Chōkyōshi kaminari zbliżał się
powoli do kokonów. Na jego twarzy można było zobaczyć obłąkany
uśmiech, a w oczach szaleńczy błysk. Wszystko w postawie
czerwonookiego wskazywało kłopoty dla członków klanu Suzuki. -
Nie martwcie się, zaopiekuje się wami. Tak jak to obiecałem
twojemu bratu głowo klanu. - Jego głos był wypełniony radością
po brzegi. Był coraz bliżej. - Ale najpierw trzeba was wyciągnąć
z tych pier******** kokonów nieprawdaż.
-
Nie uda ci się to.- Pomimo strachu Yatsuhiro zachował zimną krew.
- Nie tak łatwo je zniszczyć.
Był
tego pewien. Tą technikę jego klan doskonalił przez lata. Była
oparta na żywiole ziemi. Potężna, ale ma też swoje słabe punkty,
których nie udało się wyeliminować przez wiele lat poprawek.
Liczył, że jego przeciwnicy okażą się tylko mocni w gębie.
Nagle
zauważył wyłaniające się postacie z ruiny, która kiedyś była
jego wioską. Szły powoli, drapieżnie jakby pewne swojego
zwycięstwa. Nie spodobało mu się to. Ani trochę. Podeszli do
czerwonookiego. Wszyscy byli do siebie podobni. Mógł to zauważyć,
bo akurat tak jak ich przywódca nie mieli na sobie masek. Otoczyli
ich kokony. Rozstawili się w równej odległości od siebie.
Wszystkich razem było sześcioro. Po jednym na każdego z członków
jego rodziny. Było źle, oni byli zbyt pewni siebie. Czerwonooki
tylko się tajemniczo uśmiechnął. Mieli plan, a im pozostała
tylko czekać na to co się wydarzy.
Każdy
z nich zajął pozycję. Czekali na dalsze rozkazy. Yatsuhiro pomimo
tego, że był ukryty w kryształowym kokonie zajął pozycję
obronną, tak na wszelki wypadek. Zachowanie jego wrogów było
nieprzewidywane, dlatego przygotował się na wszystko. Nie miał
zamiaru się teraz poddawać. Nie dopóki ma za kogo walczyć. Nie
musiał długo czekać na ruch wroga. Chōkyōshi kaminari wydał
rozkaz, którego Yatsuhiro nie zrozumiał, lecz reszta wrogich
shinobi zrozumiała. Wszyscy w synchronizacji zaczęli formować
pieczecie, ale robili to zbyt szybko, aby mógł zobaczyć jakie.
-
Raiton: Kami no hōden - wykrzyczeli chórem. Niebo zaczęła
spowijać ciemna chmura. Można było dostrzec ogarniająca zewsząd
ciemność, nawet pomimo gęstego dymu tlącego się ze zniszczonych
budynków. Nie czekali zbyt długo, aż ciemność pochłonęła ich
bez reszty. Wtedy znikąd zaczęły pojawiać się jasne smugi na
niebie. Rozdzierające ciemność pasma światła. Ale to nie było
światło ratunku,lecz zagłady. Chmury burzowe. Pokrywały one całe
niebo, rozbłyskiwały coraz silniej. Ciemność już nie istniała.
Yatsuhiro jeszcze nigdy w życiu nie widział takiej burzy. Ogarnęło
go niesamowite przerażenie. To koniec. Jego wróg zna słaby punkt
techniki Shouton
; Gōkei bōei no Jutsu.
Przez wpatrywanie się w niebo z oniemieniem Yatsuhiro nie dostrzegł
jak jego wrogowie formowali kolejne serie pieczęci. Następnie
unieśli miecze ku górze. Klan Suzuki zastygł z przerażeniem
wymalowanym na twarzach. Nie było ratunku. Yatsuhiro był
wyczerpany. Utrzymanie techniki tak długo kosztuje wiele chakry,
której w obecnej chwili posiadał bardzo mało. Kobiety za to były
sponiewierane po ostatniej walce, a dzieci w ogóle się do niej nie
nadawały. Jedyną nadzieją byłby jego brat, ale jego martwe ciało
leżało niedaleko na polu bitwy. Przegranej bitwy.
Kiedy
takie wielkie wyładowanie elektrostatyczne uderzy w kokony, pękną
one na miliony kawałków a wtedy wszyscy, którzy w nich byli znajdą
się w jeszcze większym niebezpieczeństwie niż wcześniej.
-
Jakieś ostatnie słowa - rzekł czarnowłosy oprawca z okrutną
słodyczą w głosie - Nie ? No trudno wasza strata.
Yatsuhiro
zebrał się w sobie i przekierował resztkę swojej chakry do
kokonów w nadziei, że to ich uratuje. Małe szanse, ale jednak
jakieś. Miecze zgodnie opuściły się i przypieczętowały ich
przegraną. Oślepiający błysk i niewyobrażalny huk wstrząsnął
okolicą. Kokony pękły roztrzaskując się na miliony odłamków.
Nie było już ratunku. Ocalała 6 członków klanu Suzuki znalazła
się w przerażającej sytuacji. Yatsuhiro ledwo trzymał się na
nogach całkowicie pozbawiony chakry. Kobiety nadal zmęczone po
poprzedniej walce oraz dzieci, które krzyczały i płakały
przerażone. Sytuacja beznadziejna. Trafili w sam środek horroru,
gdzie grali główne role.
-
Mam was. Hahaha... Teraz należycie do mnie. - Przerażający śmiech
rozniósł się po okolicy. Czarnowłosy pstrykną palcami, a jego
ludzie rozumiejąc sygnał ruszyli na ostatnich członków klanu
Suzuki. Zanim ocalała 6 zdążyła podnieść się z ziemi. Wrogowie
już byli przy nich, łapiąc wszystkich tak, aby nie zdołali się
uwolnić. Dwoje trzymało Yatsuhiro, kolejny trzymał dwie zmęczone
kobiety za gardła, zaś ostatni czwarty zajął się dzieciakami.
-
I co mi teraz powiesz głowo klanu? O przepraszam głowo prawie
wymarłego klanu - zakończył sadystycznym śmiechem.
Yatsuhiro
warknął próbując się uwolnić jednak zmęczenie, brak chakry
oraz dwoje trzymających go ludzi uniemożliwiało to.
-
Dlaczego? Kur** dlaczego wybiliście mój klan? Kto was nasłał? -
Złość sięgnęła zenitu już nie panował nad sobą. Śmierć
brata, wybity klan, jego ukochana żona, bratowa oraz dzieci w
niebezpieczeństwie to wszystko sprawiło, że wszelkie granice w
jego umyśle zostały zatarte.
-
Widzę, że jeszcze nie straciłeś zapału, staruchu. Skoro się tak
upierasz, aby wiedzieć to ci powiem. Nikt nas nie nasłał. To ja
pragnąłem zemsty za śmierć mojego brata. Twój klan zabił go
podczas Trzeciej Światowej Wojny Shinobi. A dokładniej rzecz
ujmując to ty go zabiłeś Yatsuhiro Suzuki.- Na twarzy
czarnowłosego można było dostrzec ogromną złość ale i smutek.
-
O czym ty gadasz? Nie mam bladego pojęcia o kogo ci kur** chodzi.
-
Czarnowłosy chłopczyk o wściekle czerwonych oczach z blizna
przechodzącą przez lewe oko. Nawet teraz gdy patrzysz na mnie. Nie
przypominasz go sobie. Nazywał się Oda Shirai, a ja nazywam się
Takeo Shirai. To był mój brat! Byliśmy jak dwie krople wody.
Zawsze nierozłączni, ale akurat tamtego dnia podczas wojny zdarzył
się wypadek i się rozdzieliliśmy. Gdy przybyłem na miejsce było
już za późno. Zabiłeś go skur*****.
-
To był wypadek! To nie on miał zginąć.- do świadomości
Yatsuhiro wdarło się wspomnienie z tamtego dnia. Do dziś ma
poczucie winy. Przez niego zginał niewinny chłopczyk, który miał
całe życie przed sobą.
-
Wypadek czy nie wypadek to cię nie usprawiedliwia. Mój brat Oda nie
żyje, a ja teraz się na tobie zemszczę z potrójną mocą. Tamtego
dnia nie mogłem pomóc już mojemu bratu, ale przysiągłem sobie
jedno,że dowiem się kto za tym stoi i ten ktoś mi zapłaci.
Trenowałem przez te wszystkie lata tylko po to, aby być tu teraz i
rozkoscować się zemstą. To dzięki tobie stałem się Chōkyōshi
kaminari i tylko za to mogę ci podziękować. - jego całe ciało,
aż drżało ze wściekłości. Głos był mroczny. Oczy jarzyły się
na czerwono. Już nic nie mogło uratować klanu Suzuki przed zemstą
tej wygłodniałej bestii.
-
Ja... - Yatsuhiro chciał zacząć ale mu przerwano.
-
Damare !! Dość tych pogaduszek. Teraz ty będziesz patrzeć jak
twoja ukochana rodzina cierpi. Zapłacisz mi za wszystko z nawiązką.
Na pierwszy ogień pójdzie twoja ukochana bratowa. Dajcie ją tu.-
Mężczyzna, który trzymał kobiety podszedł do swojego szefa i
rzucił jedną z nich przed jego nogi, a potem ustał parę kroków
za nim nadal trzymając za gardło drugą z kobiet.
-
Przepraszam za wszystko cię przepraszam. Proszę cię nie rób im
krzywdy. Błagam zrób ze mną co chcesz, ale oszczędź moją
rodzinę. - Cały się trząsł, a z jego oczu leciały łzy.
-
Za późno na przeprosiny. - W jego ręce nie wiadomo skąd wziął
się kunai. Jednym szybkim ruchem wbił go w lewy bark wystraszonej
kobiety. Kobieta była silna zacisnęła zęby i nie krzyczała.
Kolejny kunai wbił się w prawy bark. Jedyną reakcją było
mocniejsze zaciśnięcie zębów oraz cichy jęk.
-
Mocna jesteś. Pobawił bym się dłużej, ale już i tak za dużo
czasu zmarnowałem. Żegnaj.- Jego ręka trzymająca kunai
prześlizgnęła się po jej szyi. Kobieta zaczęła się dusić, z
rozcięcia na gardle szybko ciekła krew, upadła, oddech powoli
zamierał do momentu, kiedy zniknął całkowicie. To koniec.
-
Mina !!! - Yatsuhiro szarpał się próbując się wydostać, lecz
bez skutku uściski na jego rękach jeszcze się wzmocniły. Słychać
było krzyk przerażonych, płaczących dzieci próbujących dostać
się do ciała kobiety. Szamotały się na wszystkie strony, lecz
miały za mało siły, aby się wydostać.
-
Dajcie kolejną! Teraz czas na twoją żonę. Haha... - Jego ciałem
wstrząsnął złowieszczy śmiech.
-
Błagam! - Yatsuhiro nie miał już siły. Zrobiłby wszystko, aby
tylko ocalić rodzinę, lecz wróg był bezlitosny.
Tak
samo jak w poprzednim wypadku pierwszy kunai wbił się w lewy bark,
drugi w prawy bark. Tym razem jednak Takeo Shirai nie miał zamiaru
tak szybko kończyć zabawy. Kolejny kunai został wymierzony w prawą
dłoń, potem w lewą. Kobieta zaciskała zęby z całej siły, aby
nie ulec krzykowi, który chciał wydostać się z jej gardła. Nie
chciała pokazywać jak bardzo ją boli, aby jej mąż mniej cierpiał
widząc tą przerażającą scenę. Następne zostały wbite w jej
stopy. Chciała, aby to się prędko skończyło, a zarazem ganiła
się za te myśli, ponieważ wtedy jej dzieci przeżyłyby jeszcze
większy horror, ale czy można pokazać bardziej masakryczną scenę
dzieciom, które widziały śmierć wujka, torturowanie cioci oraz
jej śmierć, a teraz torturowanie ich matki. Płakała, nie miała
siły by powstrzymywać łzy. Nie chciała, żeby jej dzieci to
wszystko widziały, lecz nie mogła nic zrobić w obecnej sytuacji.
Była zdana na łaskę wroga, tak jak cała reszta.
-
Przestań błagam cię !!! Oszczędź ją !! Zrobię wszystko co
chcesz, ale oszczędź moją rodzinę.- Yatsuhiro nie mógł już na
to patrzeć. Jego serce i dusza były w tym momencie rozrywane na
miliony strzępków . Płakał, nie powstrzymywał łez nie miał już
na to siły. To dla niego za wiele. Jego ukochany brat, bratowa, a
teraz żona. To był koszmar, który nie chciał się skończyć.
-
Uwielbiam słuchać jak mnie błagasz przerażony. Będę
wielkoduszny i …...................................... skończę z
nią szybko. - Tak jak i w przypadku Miny kunaiem podciął gardło
żony Yatsuhiro. Upadła, jej oddech zaczął zwalniać, ostatkiem
sił spojrzała na swoje dzieci, a z jej oka poleciała ostatnia
samotna łza. Potem spojrzała na swojego męża widząc przerażenie
na jego twarzy uśmiechnęła się smutno i wyszeptała :
-
Przepraszam, że nie udało mi się obronić naszych dzieci. Wybacz
mi. Kocham Cię.- Wydała ostatnie tchnienie, a na jej buzi nadal
gościł ten ostatni smutny uśmiech skierowany do jej męża.
-
Aya!! - po wypowiedzeniu tego opad bez sił. Zrobił się blady, jego
wzrok utkwiony nadal w ciele martwej żony zaszedł mgłą. Nie
płakał. Wszystkie łzy już mu się skończyły. Pozostała tylko
skorupa zwana ciałem. Dusza, zaś została uwięziona w
nieskończonej ciemności pełnej bólu.
Takeo
podszedł i uklęknął przed Yatsuhiro. Chwycił jego brodę w rękę
i podniósł do góry tak, aby widzieć twarz.
-
I jak ci się podobało moje przedstawienie? Przygotowałem je
specjalnie dla ciebie. Miałem się jeszcze pobawić z dziećmi, ale
mam jednak inny pomysł. Chcesz usłyszeć jaki? Zabiorę je ze sobą
i wytrenuje tak, że będą mi posłuszne jak psy.- Na jego twarz
wdarł się ten psychiczny uśmiech.
Yatsuhiro
podniósł głowę i nadal zamglonym wzrokiem spojrzał na
czarnowłosego. Dopiero jak zrozumiał sens słów wypowiedzianych
przez przywódcę wrogich shinobi wrócił do normalności.
-
Nie waż się ich tknąć. - jego głos wyrażał chęć mordu. Był
mroczny, przepełniony żalem i bólem po stracie kolejnych bliskich.
Zauważył, że ból nie malał, a z każdą kolejną osobą tylko
wzrastał.
-
To co z nimi zrobię to już moja sprawa. Zemściłem się na tobie,
więc teraz cię pożegnam. Żegnaj Yatsuhiro Suzuki umierając
pamiętaj, że twoje dzieci teraz należą do mnie. Dobrze się nimi
zaopiekuje. Haha...-Szybko i skutecznie podciął brązowowłosemu
gardło. Jeden ruch zakończył żywot ostatniego wyszkolonego
członka klanu Suzuki.
Yatsuhiro
upadł na ziemię. Jego ciało było za ciężkie. Nie zdążył
popatrzeć ostatni raz na dzieci, żonę, bratową czy brata.
Zabrakło mu sił. Leżał sparaliżowany czekając na koniec. Jego
ostatnią myślą było jedno słowo ,, Przepraszam ''. Odszedł
zostawiając swoje dzieci w rękach wroga. To koniec, a on nic nie
może z tym zrobić.
-
Zbieramy się. Zabierzcie dzieciaki ze sobą.- rozkazał, a potem
niespodziewanie zniknął.
-
Hai.- Odpowiedzieli chórem, a potem zniknęli w taki sam sposób jak
ich przywódca wykonując jego rozkaz.
Pozostawili
po sobie jedynie ciała martwych członków klanu Suzuki oraz nadal palące się domy.
Legendarny klan poległ jednej nocy. Poczuli się zbyt pewnie w tej
wiosce. Żyli w przekonaniu, że są tu naprawdę bezpieczni, że
świat zewnętrzny o nich zapomniał. Złudne marzenie ponieważ
wszyscy, którzy się liczyli pamiętali i pragnęli zemsty, która
tak naprawdę jeszcze się nie skończyła.
------------------------------------------------------------
Tamtej
nocy skończył się horror dla mojej rodziny, lecz nie dla mnie,
mojej siostry oraz naszego kuzyna. Dla nas to był dopiero początek.
Zabrali
nas do swojej bazy. Nie powiem wam gdzie ona była bo sam nie wiem.
Rozdzielili nas. Każdy z nas trafił do innej celi, w której
znajdowało się jakieś rozpadające się łóżko, podarty koc,
trochę siana oraz wiadro. Trzy razy dziennie dostawaliśmy trochę
żywności, aby zaspokoić głód. Nic się nie działo przez 3
kolejne dni.
Dopiero
czwartego dnia wyprowadzili mnie z celi i zaprowadzili do jakiegoś
małego pomieszczenia z lustrem na ścianie oraz z krzesełkiem
pośrodku. Przywiązali mnie do niego i wyszli. Pamiętam, że byłem
okropnie przerażony. Po tym co zrobili mojej rodzinie, bałem się
co mogą zrobić nam. Po paru minutach do pomieszczenia wszedł ten
czarnowłosy shinobi, który zabił naszych rodziców. Moje całe
ciało trzęsło się z przerażenia. On tylko na mnie spojrzał i
się uśmiechnął. Bałem się tego uśmiechu, to był uśmiech
psychopaty. Gdy ja umierałem ze strachu, on obszedł mnie dookoła,
a potem ustał przede mną i kucnął nadal z ,, tym '' uśmiechem na
ustach.
-
Jak się nazywasz? - nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie za
bardzo się bałem. Język utkwił mi w gardle. Czarnowłosy poczekał
parę minut, a potem ponowił pytanie.
-
Jak się nazywasz chłopcze?- Pomimo strachu udało mi się jakoś
wydukać odpowiedz.
-
Ta... tat...Tatsuya Suzuki.
-
Dobrze Tatsuya. Nie wiesz z jakiego powodu was porwałem prawda? -
Zaczął znowu krążyć wokół mnie.
-
Nie nie wiem.- odparłem ledwo słyszalnie zgodnie z prawdą.
-
Porwałem was po to, aby uczynić z was shinobi idealnych. Jednak
wystąpił mały problem. Tylko jedno z was może nim być. I
będziesz nim właśnie ty Tatsuya Suzuki. To ciebie wybrałem.
Gdy
tylko wypowiedział te słowa po całym ciele przeszedł mi zimny
dreszcz. Wiedziałem, że zaraz stanie się coś złego.
-
Ale, aby to zrobić musisz wiele przejść. Dlatego mam dla ciebie
niespodziankę.- Nawet nie spostrzegłem, kiedy się nade mną
pochylił i wyszeptał mi te słowa do ucha.
Po
drugiej stronie lustra zapaliło się światło. Niespodzianka
zmroziła mi krew w żyłach. Stałem się blady, całe moje ciało
zaczęło jeszcze bardziej drżeć. Po drugiej stronie lustra moja
młodsza siostra Mei leżała przykuta łańcuchami do jakiegoś
stołu.
-
Będę bawił się z twoją siostrą oraz kuzynem tak jak to robiłem
z twoją matką i ciotką. Będę to robił do momentu, aż nie
wyzbędziesz się wszystkich pozytywnych uczuć.- mówił nadal
szepcząc mi do ucha.
Wyszedł,
a ja cały się trząsłem z przerażenia. Płakałem i krzyczałem,
aby tego nie robił, lecz na próżno.
Przez
pół roku musiałem patrzeć dzień w dzień jak torturuje moją
rodzinę. Robiłem wszystko, aby nie patrzeń, lecz mimo że
zamykałem powieki nadal widziałem wszystko co robił mojej siostrze
i kuzynowi. Co jakiś czas nudziła mu się zabawa z nim i wtedy
zajmował się mną. Nadal pamiętam ten przeszywający ból, woń
spalenizny, trzask łamanych kości.
Tak
było przez pół roku do momentu, gdy nie znudziła mu się zabawa
całkowici.
Miałem
już wtedy 10 lat. Pomimo bólu fizycznego i psychicznego jaki
zaznałem nadal nie stałem się całkowicie pozbawioną uczuć
osobą.
Tamtego
dnia czara goryczy, którą w sobie nosiłem napełniła się do
końca. Czarnowłosy Takeo Shirai zwany też Chōkyōshi kaminari
zabił moją siostrę i mojego kuzyna na moich oczach.
Nie
miałem już nic co by mnie trzymało na tym świecie. Wściekłem
się niesamowicie. Każdy w klanie Suzuki ma zielone oczy. Tamtego
dnia, zaś zieleń moich oczu jarzyła się niebezpiecznie. Nie
panowałem nad sobą to wtedy obudziła się moja druga strona.
Kryształ zaczął pokrywać wszystko wokół, a potem zaczął się
kruszyć. Nie było przed nim ucieczki. Nie pamiętam co się działo
potem. Wiem jedynie, że moja uśpiona strona dobrze się wtedy
bawiła. Gdy się ocknąłem byłem na zewnątrz. Leżałem na ziemi,
a wokół mnie leżały ruiny kryjówki wrogich shinobi. Podniosłem
się z trudem i ruszyłem na przód. Mijałem wielu ludzi
umieszczonych w krysztale, który gdy tylko go dotknąłem zaczął
się kruszyć. Dotarłem do miejsca gdzie była torturowana moja
siostra i kuzyn. Ich ciałom nic nie było, wyglądały tak samo jak
je ostatnio widziałem. Poturbowane z siniakami i ukuciami po igle w
wielu miejscach. Wyglądały jakby spały. Padłem na kolana płacząc.
Ogarnęło mnie przerażenie. Zostałem sam. Cały mój klan nie
żyje. Nie ma już mamy, taty, wujka Taro, cioci Miny, mojej
ukochanej siostry Mei czy troszeczkę wkurzającego ale kochanego
kuzyna Keia. Wstałem i ruszyłem dalej musiałem zobaczyć, czy
Chōkyōshi kaminari nadal żyje. Po pewnym czasie znalazłem to
czego szukałem. Czerwonooki Takeo Shirai został uwięziony w
krysztale z licznymi ranami na ciele. Jego ręce były złożone w
pieczęć smoka. Na jego twarzy gościł grymas wściekłości, a
głęboko pod warstwą złości w jego oczach można było zobaczyć
szok. Ciekawi mnie do tej pory co go tak zszokowało. No cóż nigdy
się tego nie dowiem. Podszedłem bliżej i położyłem dłoń na
krysztale. Kopuła zaczęła pękać razem z zawartym w niej
czarnowłosym mężczyzną. Po chwili rozpadła się całkowicie. Nic
mi już nie groziło. Opuściłem dłoń, którą nadal trzymałem w
powietrzu, upadłem na kolana przyciskając ją do piersi. Na mojej
twarzy po raz pierwszy od pół roku pojawił się uśmiech. To
koniec.
Pochowałem
ciała swojej rodziny na wzgórzu pod pięknie kwitnącą wiśnią.
Stałem nad grobami, aż do wschodu słońca, a potem ruszyłem przed
siebie. Chciałem dostać się do Tsuki-gakure do wioski, w której
się urodziłem.
Moja
podróż trwała już dwa tygodnie. Szedłem bardzo długi czas. Nie
miałem już siły, aby iść dalej. Zemdlałem z wyczerpania na
pewnej polance. Jednak szczęście mi dopisało. Dostrzegł mnie
patrol z Tsuki-gakure. Wróciłem do domu.
Jednak
pomimo powrotu nieszczęście dalej się mnie trzymało. Tym razem
wrogiem była moja druga uśpiona strona. Wystarczyło, abym trochę
mocniej się wkurzył, a drugie ja budziło i robiło rzeź. Zaczęły
się prześladowania, wyzwiska, unikanie. Nie miałem nic co by mnie
nadal trzymało w tej wiosce. Nie było już dzielnicy klanu Suzuki.
Nie było żadnej rodziny. Zostały tylko koszmary. Jedyną bliską
mi osobą w wiosce był sam Kage. Opiekował się mną gdy wróciłem
po porwaniu. To dzięki tej osobie nie zamknąłem się w sobie.
Tylko przed nim nie udawałem zimnego księcia.
Teraz
mam 14 lat. Minęło 5 lat od tamtej przeklętej nocy. Ciężko
trenowałem od kąt wróciłem do wioski. Pomimo prześladowań nigdy
nie zaatakowałem mieszkańca Tsuki-gakure, ale nie mogę powiedzieć
tego samego o moim drugim ja.
Ale
wróćmy do początku mojej opowieści:
-
Giń potworze! Takie ścierwa jak ty nie powinny żyć! - Znowu
zostałem zaatakowany. Nie robiłem nic pozwoliłem im się na mnie
wyżyć. Wiedziałem, że nie mogę się wkurzyć bo będzie jeszcze
gorzej, a wtedy nikt mnie nie powstrzyma przed zabiciem ich.
Nie
wiem ile jeszcze mnie tak bili bo straciłem przytomność. Gdy się
ocknąłem był już ranek. Bocznymi uliczkami udałem się do
swojego domu. Po dotarciu wziąłem prysznic, opatrzyłem rany, a
potem zjadłem kanapki, które przyrządziłem chwile wcześniej.
Dzień spędziłem w domu czytając książkę o legendach krążących
po Tsuki-gakure. Gdy nastał wieczór nie wiedziałem co mam ze sobą
zrobić. Coś wewnątrz mnie kazało mi wyjść z domu. Posłuchałem
się tego głosu i wyszedłem. Szedłem przed siebie nie wiedząc za
bardzo, gdzie tak naprawdę idę. Ocknąłem się dopiero gdy
dotarłem na wzgórze na którym kiedyś z rodziną zawsze
oglądaliśmy gwiazdy. Położyłem się i zacząłem im się
przyglądać. Były śliczne. Przypomniały mi się te wszystkie
szczęśliwe chwile z spędzone z nimi. Wiedziałem, że one już
nigdy nie wrócą. Po moim policzku zaczęła spadać jedna samotna
łza. Leżałem tak przez dłuższy czas. Nagle na niebie zobaczyłem
spadającą gwiazdę. Mama zawsze mi mówiła, że gdy zobaczymy
spadającą gwiazdę trzeba pomyśleć życzenie, a wtedy ono się
spełni. Nie myśląc wiele pomyślałam o jednej rzeczy, której
pragnąłem najbardziej ,, Chciałbym znaleźć miejsce, w którym
będę szczęśliwy'' . Zasnąłem muskany lekkimi podmuchami wiatru.
Gdy
się ocknąłem od razu udałem się do domu. Wykonałem poranne
czynności i wyszedłem. Bocznymi uliczkami udałem się do gabinetu
Kage, ponieważ poprzedniego dnia chciał coś ode mnie.
Gdy
tylko dotarłem pod drzwi gabinetu zapukałem. Po usłyszeniu proszę
wszedłem.
-
Witaj Kage-sama. Wzywałeś mnie.- Odparłem pochylając lekko głowę
w dół.
-
Ooo.. To ty Tatsu. Siadaj oczekiwałem cię.-odparł siwowłosy kage
siedzący przy biurku.
-
Hai.
-
Tatsu musimy porozmawiać. Wiem jak ci ciężko żyć w tej wiosce
dlatego mam dla ciebie propozycję.
-
Jaką Kage-sama? – odparłem zaciekawiony.
-
Wyruszysz do Konohy i tam zamieszkasz. Jak wiesz tu wszyscy traktują
cię jak potwora. Ehh.. coraz ciężej mi jest ich powstrzymywać.
Dlatego wyruszysz do Konohy i tam zaczniesz nowe życie. Co ty na to
?
-
Zgadzam się.- Prawie spadłem z krzesełka słysząc tą propozycję.
Będę mógł zacząć życie od nowa. Na mojej buzi gościł wielki
uśmiech.- Dziękuje czcigodny Kage-sama. Kiedy mogę wyruszać ?
-
Możesz i zaraz jeśli chcesz wystarczy, że dam ci przepustkę i
mapę jak tam dotrzeć. Leć się spakuj, a potem tu wróć.
-
Hai. - wyleciałem z biura jak z procy. Spakowałem się
błyskawicznie i po paru minutach znów byłem u Kage.
-
Będę za tobą tęsknić Tatsu.- odparł staruszek przytulając
mnie.
-
Też będę za panem tęsknił Kage-sama.- Odparłem oddając uścisk.
-
Trzymaj i pamiętaj, aby czasami napisać co tam u ciebie słychać.
-
Nie zapomnę. Żegnaj Kage-sama. - Odparłem wychodząc z biura Kage.
-
Żegnaj Tatsu.- Odparł nadal patrząc w miejsce, w którym przed
chwilą stał Tatsuya.
Biegłem
przed siebie nawet na chwilę nie zwalniając kroku. Zwolniłem
dopiero przed główną bramą, aby dać dyżurującemu shinobi
przepustkę. Widziałem jak się uśmiecha czytając.
Na
pożegnanie usłyszałem jedynie:
-
Obyś zginął demonie.
Ruszyłem
wolno. Zatrzymałem się dopiero na wzgórzu kilometr od
Tsuki-gakure. Odwróciłem się, aby ostatni raz spojrzeć na wioskę,
w której się wychowałem.
-
Żegnaj. Czas zacząć nowe życie. Wiem, że jestem potworem i nie
ważne, gdzie pójdę będę musiał grać zimnego księcia. Jednak
liczę, że w Konosze będę choć trochę szczęśliwy. Jeśli
będzie zagrażać ci niebezpieczeństwo wrócę, aby cię ochronić,
lecz teraz żegnaj.
Odwróciłem
się i ruszyłem przed siebie.
-
Do Konohy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Liczę, że rozdział się spodoba . Włożyłam w niego dużo pracy dlatego mam dla was ogłoszenie. Normalnie wstawiłam bym kolejny dopiero tak za miesiąc może dwa. Jeśli jednak chcecie, aby pojawił się szybciej to pod tym rozdziałem zaskoczcie mnie i niech będzie chociaż 6 komentarzy. Wiem, że to wyzwanie bo max było 3, ale liczę, że zrozumiecie i poświęcicie chwile, aby wyrazić swoją opinię.
Nie przedłużając. Do zobaczenia w następnej notce, a kiedy ona wyjdzie to zależy tylko od was. :)
Sayonara :)
Przyznaje, ze opowiadanie prezentuje dobry poziom. Masz dobry styl pisania i robisz mało błędów. Liczę, ze nie raz jeszcze zaskoczysz fabułą. Z niecierpliwością czekam na next :)
OdpowiedzUsuńFajnie fajnie fajnie! Ten rozdział moim zdaniem jest ciekawszy od poprzedniego. Zdecydowanie wolę takiebklimaty :D
OdpowiedzUsuńFabuła całkowita jest naprawdę ciekawa. Nie.mogę.się.doczekać.rozwinięcia.wszystkich.wątków! :D
Pozdrawiam i czekam cierpliwie na.next!
Eklerka pówi papa! Eklerka mówi papa!
Rozdział swietny... teraz pewnie będzie trzeba czekać na historię kolejnej osoby z głównych bohaterów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next
Jakoś nie znalazłam czasu, żeby wcześniej skomentować. Ale już jestem. Co do rozdziału to mogę Ci powiedzieć, że zaciekawiłaś mnie jeszcze bardziej niż w poprzednim rozdziale. Nie mogę się doczekać nexta, więc zabierz sobie moją motywację i wenę i napisz coś (:
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Hej, bardzo spodobał mi się Twój blog, dlatego nominowałam cię na swoim blogu do Liebster Blog Award :)
OdpowiedzUsuńTwoje zgłoszenie zostało zaakceptowane i opublikowane! Bardzo dziękuję za dołączenie swojego bloga do Lapidarium Narutowskiego. Zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Mayako z Lapidarium Narutowskiego
Cieszę się, że trafiłam na Twoje opowiadanie, bo super się zapowiada! Czekam na kolejny rozdział i życzę duuuuużo weny! :D
OdpowiedzUsuńZrobiłem na prawdę wielkie oczy O_O to czytając, nie z powodu zdziwienia, lecz by ich nie zamknąć i brnąć dalej ku historii tego chłopaka. Wysoki poziom nam tu prezentujesz, błędów się żadnych nie doszukałem, a język pisania cud, miód.
OdpowiedzUsuńCoś mi się zdaje, że nasz bohater zaprzyjaźni się z pewnym blondynem :P. ,,Cierpienie jest najlepszym spoiwem dwojga ludzi" ~Mess.
Życzę dużo weny i przede wszystkim chęci, by zaszczycać nas nowymi rozdziałami. Z chęcią będę tu wpadał i czytał oraz komentował ^^. ~Mess
Kurde to było mega. Przedstawiłaś postać która napewno zapadnie mi w pamięć. Tortury. Czemu nie? Niech cierpienie płynie bystrą rzeką. O motywie tortur już dawno myślałem i teraz się do nich przekonałem. Ale nie będę ci się rozpisywał czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńU mnie notka będzie jeszcze w ten weekend. Pozdrawiam Elon