poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział 1.5

Ohayo to znowu ja. Witajcie w nowym roku. :)

Dziękuje za 1000 wejść na bloga. Nawet nie wiecie jaka jestem zaskoczona, że udało się to tak szybko. Dziękuje wam za to.Nie rozpisując się. Życzę miłego czytania.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Taro !! Nie !! - Po okolicy rozniósł się głos niosący ze sobą smutek, przerażenie, rozpacz. To właśnie te uczucia w obecnej chwili ogarnęły Yatsuhiro. Jego brat, jego ukochany brat Taro nie żyje.

Dlaczego? Dlaczego to musiał być on? To nie może być prawda! Dlaczego byłem tak głupi i zostawiłem go tam samego? Kur**, ale jestem głupcem! Taro wybacz mi proszę. To miało potoczyć się zupełnie inaczej. Przepraszam!!

Te myśli zabijały Yatsuhiro od środka. Nie mógł uwierzyć, że jego jedyny, ukochany brat nie żyje. Od zawsze byli razem, a teraz został sam. Nie mógł jednak długo o tym rozmyślać, ponieważ człowiek, który zabił Taro właśnie zbliża się w ich stronę. Zagrożenie nie minęło, lecz jeszcze bardziej wzrosło.

Yatsuhiro ogarnęła panika. Jego chakra była na wyczerpaniu, a zagrożenie było coraz bliżej. Nie wiedział co ma robić. Jego rodzina znów była w niebezpieczeństwie, a on nie miał pomysłów jak wybrnąć z tego koszmaru. Jedno wiedział na pewno. Nie podda się bez walki. Jest przecież głową klanu, a nie jakąś zasraną beksą. Musiał coś wykombinować, lecz jeszcze nie wiedział co.

- Teraz wasza kolej. - czarnowłosy Chōkyōshi kaminari zbliżał się powoli do kokonów. Na jego twarzy można było zobaczyć obłąkany uśmiech, a w oczach szaleńczy błysk. Wszystko w postawie czerwonookiego wskazywało kłopoty dla członków klanu Suzuki. - Nie martwcie się, zaopiekuje się wami. Tak jak to obiecałem twojemu bratu głowo klanu. - Jego głos był wypełniony radością po brzegi. Był coraz bliżej. - Ale najpierw trzeba was wyciągnąć z tych pier******** kokonów nieprawdaż.

- Nie uda ci się to.- Pomimo strachu Yatsuhiro zachował zimną krew. - Nie tak łatwo je zniszczyć.

Był tego pewien. Tą technikę jego klan doskonalił przez lata. Była oparta na żywiole ziemi. Potężna, ale ma też swoje słabe punkty, których nie udało się wyeliminować przez wiele lat poprawek. Liczył, że jego przeciwnicy okażą się tylko mocni w gębie.

Nagle zauważył wyłaniające się postacie z ruiny, która kiedyś była jego wioską. Szły powoli, drapieżnie jakby pewne swojego zwycięstwa. Nie spodobało mu się to. Ani trochę. Podeszli do czerwonookiego. Wszyscy byli do siebie podobni. Mógł to zauważyć, bo akurat tak jak ich przywódca nie mieli na sobie masek. Otoczyli ich kokony. Rozstawili się w równej odległości od siebie. Wszystkich razem było sześcioro. Po jednym na każdego z członków jego rodziny. Było źle, oni byli zbyt pewni siebie. Czerwonooki tylko się tajemniczo uśmiechnął. Mieli plan, a im pozostała tylko czekać na to co się wydarzy.

Każdy z nich zajął pozycję. Czekali na dalsze rozkazy. Yatsuhiro pomimo tego, że był ukryty w kryształowym kokonie zajął pozycję obronną, tak na wszelki wypadek. Zachowanie jego wrogów było nieprzewidywane, dlatego przygotował się na wszystko. Nie miał zamiaru się teraz poddawać. Nie dopóki ma za kogo walczyć. Nie musiał długo czekać na ruch wroga. Chōkyōshi kaminari wydał rozkaz, którego Yatsuhiro nie zrozumiał, lecz reszta wrogich shinobi zrozumiała. Wszyscy w synchronizacji zaczęli formować pieczecie, ale robili to zbyt szybko, aby mógł zobaczyć jakie.

- Raiton: Kami no hōden - wykrzyczeli chórem. Niebo zaczęła spowijać ciemna chmura. Można było dostrzec ogarniająca zewsząd ciemność, nawet pomimo gęstego dymu tlącego się ze zniszczonych budynków. Nie czekali zbyt długo, aż ciemność pochłonęła ich bez reszty. Wtedy znikąd zaczęły pojawiać się jasne smugi na niebie. Rozdzierające ciemność pasma światła. Ale to nie było światło ratunku,lecz zagłady. Chmury burzowe. Pokrywały one całe niebo, rozbłyskiwały coraz silniej. Ciemność już nie istniała. Yatsuhiro jeszcze nigdy w życiu nie widział takiej burzy. Ogarnęło go niesamowite przerażenie. To koniec. Jego wróg zna słaby punkt techniki Shouton ; Gōkei bōei no Jutsu. Przez wpatrywanie się w niebo z oniemieniem Yatsuhiro nie dostrzegł jak jego wrogowie formowali kolejne serie pieczęci. Następnie unieśli miecze ku górze. Klan Suzuki zastygł z przerażeniem wymalowanym na twarzach. Nie było ratunku. Yatsuhiro był wyczerpany. Utrzymanie techniki tak długo kosztuje wiele chakry, której w obecnej chwili posiadał bardzo mało. Kobiety za to były sponiewierane po ostatniej walce, a dzieci w ogóle się do niej nie nadawały. Jedyną nadzieją byłby jego brat, ale jego martwe ciało leżało niedaleko na polu bitwy. Przegranej bitwy.

Kiedy takie wielkie wyładowanie elektrostatyczne uderzy w kokony, pękną one na miliony kawałków a wtedy wszyscy, którzy w nich byli znajdą się w jeszcze większym niebezpieczeństwie niż wcześniej.

- Jakieś ostatnie słowa - rzekł czarnowłosy oprawca z okrutną słodyczą w głosie - Nie ? No trudno wasza strata.

Yatsuhiro zebrał się w sobie i przekierował resztkę swojej chakry do kokonów w nadziei, że to ich uratuje. Małe szanse, ale jednak jakieś. Miecze zgodnie opuściły się i przypieczętowały ich przegraną. Oślepiający błysk i niewyobrażalny huk wstrząsnął okolicą. Kokony pękły roztrzaskując się na miliony odłamków. Nie było już ratunku. Ocalała 6 członków klanu Suzuki znalazła się w przerażającej sytuacji. Yatsuhiro ledwo trzymał się na nogach całkowicie pozbawiony chakry. Kobiety nadal zmęczone po poprzedniej walce oraz dzieci, które krzyczały i płakały przerażone. Sytuacja beznadziejna. Trafili w sam środek horroru, gdzie grali główne role.

- Mam was. Hahaha... Teraz należycie do mnie. - Przerażający śmiech rozniósł się po okolicy. Czarnowłosy pstrykną palcami, a jego ludzie rozumiejąc sygnał ruszyli na ostatnich członków klanu Suzuki. Zanim ocalała 6 zdążyła podnieść się z ziemi. Wrogowie już byli przy nich, łapiąc wszystkich tak, aby nie zdołali się uwolnić. Dwoje trzymało Yatsuhiro, kolejny trzymał dwie zmęczone kobiety za gardła, zaś ostatni czwarty zajął się dzieciakami.

- I co mi teraz powiesz głowo klanu? O przepraszam głowo prawie wymarłego klanu - zakończył sadystycznym śmiechem.

Yatsuhiro warknął próbując się uwolnić jednak zmęczenie, brak chakry oraz dwoje trzymających go ludzi uniemożliwiało to.

- Dlaczego? Kur** dlaczego wybiliście mój klan? Kto was nasłał? - Złość sięgnęła zenitu już nie panował nad sobą. Śmierć brata, wybity klan, jego ukochana żona, bratowa oraz dzieci w niebezpieczeństwie to wszystko sprawiło, że wszelkie granice w jego umyśle zostały zatarte.

- Widzę, że jeszcze nie straciłeś zapału, staruchu. Skoro się tak upierasz, aby wiedzieć to ci powiem. Nikt nas nie nasłał. To ja pragnąłem zemsty za śmierć mojego brata. Twój klan zabił go podczas Trzeciej Światowej Wojny Shinobi. A dokładniej rzecz ujmując to ty go zabiłeś Yatsuhiro Suzuki.- Na twarzy czarnowłosego można było dostrzec ogromną złość ale i smutek.

- O czym ty gadasz? Nie mam bladego pojęcia o kogo ci kur** chodzi.

- Czarnowłosy chłopczyk o wściekle czerwonych oczach z blizna przechodzącą przez lewe oko. Nawet teraz gdy patrzysz na mnie. Nie przypominasz go sobie. Nazywał się Oda Shirai, a ja nazywam się Takeo Shirai. To był mój brat! Byliśmy jak dwie krople wody. Zawsze nierozłączni, ale akurat tamtego dnia podczas wojny zdarzył się wypadek i się rozdzieliliśmy. Gdy przybyłem na miejsce było już za późno. Zabiłeś go skur*****.

- To był wypadek! To nie on miał zginąć.- do świadomości Yatsuhiro wdarło się wspomnienie z tamtego dnia. Do dziś ma poczucie winy. Przez niego zginał niewinny chłopczyk, który miał całe życie przed sobą.

- Wypadek czy nie wypadek to cię nie usprawiedliwia. Mój brat Oda nie żyje, a ja teraz się na tobie zemszczę z potrójną mocą. Tamtego dnia nie mogłem pomóc już mojemu bratu, ale przysiągłem sobie jedno,że dowiem się kto za tym stoi i ten ktoś mi zapłaci. Trenowałem przez te wszystkie lata tylko po to, aby być tu teraz i rozkoscować się zemstą. To dzięki tobie stałem się Chōkyōshi kaminari i tylko za to mogę ci podziękować. - jego całe ciało, aż drżało ze wściekłości. Głos był mroczny. Oczy jarzyły się na czerwono. Już nic nie mogło uratować klanu Suzuki przed zemstą tej wygłodniałej bestii.

- Ja... - Yatsuhiro chciał zacząć ale mu przerwano.

- Damare !! Dość tych pogaduszek. Teraz ty będziesz patrzeć jak twoja ukochana rodzina cierpi. Zapłacisz mi za wszystko z nawiązką. Na pierwszy ogień pójdzie twoja ukochana bratowa. Dajcie ją tu.- Mężczyzna, który trzymał kobiety podszedł do swojego szefa i rzucił jedną z nich przed jego nogi, a potem ustał parę kroków za nim nadal trzymając za gardło drugą z kobiet.

- Przepraszam za wszystko cię przepraszam. Proszę cię nie rób im krzywdy. Błagam zrób ze mną co chcesz, ale oszczędź moją rodzinę. - Cały się trząsł, a z jego oczu leciały łzy.

- Za późno na przeprosiny. - W jego ręce nie wiadomo skąd wziął się kunai. Jednym szybkim ruchem wbił go w lewy bark wystraszonej kobiety. Kobieta była silna zacisnęła zęby i nie krzyczała. Kolejny kunai wbił się w prawy bark. Jedyną reakcją było mocniejsze zaciśnięcie zębów oraz cichy jęk.

- Mocna jesteś. Pobawił bym się dłużej, ale już i tak za dużo czasu zmarnowałem. Żegnaj.- Jego ręka trzymająca kunai prześlizgnęła się po jej szyi. Kobieta zaczęła się dusić, z rozcięcia na gardle szybko ciekła krew, upadła, oddech powoli zamierał do momentu, kiedy zniknął całkowicie. To koniec.

- Mina !!! - Yatsuhiro szarpał się próbując się wydostać, lecz bez skutku uściski na jego rękach jeszcze się wzmocniły. Słychać było krzyk przerażonych, płaczących dzieci próbujących dostać się do ciała kobiety. Szamotały się na wszystkie strony, lecz miały za mało siły, aby się wydostać.

- Dajcie kolejną! Teraz czas na twoją żonę. Haha... - Jego ciałem wstrząsnął złowieszczy śmiech.

- Błagam! - Yatsuhiro nie miał już siły. Zrobiłby wszystko, aby tylko ocalić rodzinę, lecz wróg był bezlitosny.

Tak samo jak w poprzednim wypadku pierwszy kunai wbił się w lewy bark, drugi w prawy bark. Tym razem jednak Takeo Shirai nie miał zamiaru tak szybko kończyć zabawy. Kolejny kunai został wymierzony w prawą dłoń, potem w lewą. Kobieta zaciskała zęby z całej siły, aby nie ulec krzykowi, który chciał wydostać się z jej gardła. Nie chciała pokazywać jak bardzo ją boli, aby jej mąż mniej cierpiał widząc tą przerażającą scenę. Następne zostały wbite w jej stopy. Chciała, aby to się prędko skończyło, a zarazem ganiła się za te myśli, ponieważ wtedy jej dzieci przeżyłyby jeszcze większy horror, ale czy można pokazać bardziej masakryczną scenę dzieciom, które widziały śmierć wujka, torturowanie cioci oraz jej śmierć, a teraz torturowanie ich matki. Płakała, nie miała siły by powstrzymywać łzy. Nie chciała, żeby jej dzieci to wszystko widziały, lecz nie mogła nic zrobić w obecnej sytuacji. Była zdana na łaskę wroga, tak jak cała reszta.

- Przestań błagam cię !!! Oszczędź ją !! Zrobię wszystko co chcesz, ale oszczędź moją rodzinę.- Yatsuhiro nie mógł już na to patrzeć. Jego serce i dusza były w tym momencie rozrywane na miliony strzępków . Płakał, nie powstrzymywał łez nie miał już na to siły. To dla niego za wiele. Jego ukochany brat, bratowa, a teraz żona. To był koszmar, który nie chciał się skończyć.

- Uwielbiam słuchać jak mnie błagasz przerażony. Będę wielkoduszny i …...................................... skończę z nią szybko. - Tak jak i w przypadku Miny kunaiem podciął gardło żony Yatsuhiro. Upadła, jej oddech zaczął zwalniać, ostatkiem sił spojrzała na swoje dzieci, a z jej oka poleciała ostatnia samotna łza. Potem spojrzała na swojego męża widząc przerażenie na jego twarzy uśmiechnęła się smutno i wyszeptała :

- Przepraszam, że nie udało mi się obronić naszych dzieci. Wybacz mi. Kocham Cię.- Wydała ostatnie tchnienie, a na jej buzi nadal gościł ten ostatni smutny uśmiech skierowany do jej męża.

- Aya!! - po wypowiedzeniu tego opad bez sił. Zrobił się blady, jego wzrok utkwiony nadal w ciele martwej żony zaszedł mgłą. Nie płakał. Wszystkie łzy już mu się skończyły. Pozostała tylko skorupa zwana ciałem. Dusza, zaś została uwięziona w nieskończonej ciemności pełnej bólu.

Takeo podszedł i uklęknął przed Yatsuhiro. Chwycił jego brodę w rękę i podniósł do góry tak, aby widzieć twarz.

- I jak ci się podobało moje przedstawienie? Przygotowałem je specjalnie dla ciebie. Miałem się jeszcze pobawić z dziećmi, ale mam jednak inny pomysł. Chcesz usłyszeć jaki? Zabiorę je ze sobą i wytrenuje tak, że będą mi posłuszne jak psy.- Na jego twarz wdarł się ten psychiczny uśmiech.

Yatsuhiro podniósł głowę i nadal zamglonym wzrokiem spojrzał na czarnowłosego. Dopiero jak zrozumiał sens słów wypowiedzianych przez przywódcę wrogich shinobi wrócił do normalności.

- Nie waż się ich tknąć. - jego głos wyrażał chęć mordu. Był mroczny, przepełniony żalem i bólem po stracie kolejnych bliskich. Zauważył, że ból nie malał, a z każdą kolejną osobą tylko wzrastał.

- To co z nimi zrobię to już moja sprawa. Zemściłem się na tobie, więc teraz cię pożegnam. Żegnaj Yatsuhiro Suzuki umierając pamiętaj, że twoje dzieci teraz należą do mnie. Dobrze się nimi zaopiekuje. Haha...-Szybko i skutecznie podciął brązowowłosemu gardło. Jeden ruch zakończył żywot ostatniego wyszkolonego członka klanu Suzuki.

Yatsuhiro upadł na ziemię. Jego ciało było za ciężkie. Nie zdążył popatrzeć ostatni raz na dzieci, żonę, bratową czy brata. Zabrakło mu sił. Leżał sparaliżowany czekając na koniec. Jego ostatnią myślą było jedno słowo ,, Przepraszam ''. Odszedł zostawiając swoje dzieci w rękach wroga. To koniec, a on nic nie może z tym zrobić.

- Zbieramy się. Zabierzcie dzieciaki ze sobą.- rozkazał, a potem niespodziewanie zniknął.

- Hai.- Odpowiedzieli chórem, a potem zniknęli w taki sam sposób jak ich przywódca wykonując jego rozkaz.

Pozostawili po sobie jedynie ciała martwych członków klanu Suzuki oraz nadal palące się domy. Legendarny klan poległ jednej nocy. Poczuli się zbyt pewnie w tej wiosce. Żyli w przekonaniu, że są tu naprawdę bezpieczni, że świat zewnętrzny o nich zapomniał. Złudne marzenie ponieważ wszyscy, którzy się liczyli pamiętali i pragnęli zemsty, która tak naprawdę jeszcze się nie skończyła.

------------------------------------------------------------

Tamtej nocy skończył się horror dla mojej rodziny, lecz nie dla mnie, mojej siostry oraz naszego kuzyna. Dla nas to był dopiero początek.

Zabrali nas do swojej bazy. Nie powiem wam gdzie ona była bo sam nie wiem. Rozdzielili nas. Każdy z nas trafił do innej celi, w której znajdowało się jakieś rozpadające się łóżko, podarty koc, trochę siana oraz wiadro. Trzy razy dziennie dostawaliśmy trochę żywności, aby zaspokoić głód. Nic się nie działo przez 3 kolejne dni.

Dopiero czwartego dnia wyprowadzili mnie z celi i zaprowadzili do jakiegoś małego pomieszczenia z lustrem na ścianie oraz z krzesełkiem pośrodku. Przywiązali mnie do niego i wyszli. Pamiętam, że byłem okropnie przerażony. Po tym co zrobili mojej rodzinie, bałem się co mogą zrobić nam. Po paru minutach do pomieszczenia wszedł ten czarnowłosy shinobi, który zabił naszych rodziców. Moje całe ciało trzęsło się z przerażenia. On tylko na mnie spojrzał i się uśmiechnął. Bałem się tego uśmiechu, to był uśmiech psychopaty. Gdy ja umierałem ze strachu, on obszedł mnie dookoła, a potem ustał przede mną i kucnął nadal z ,, tym '' uśmiechem na ustach.

- Jak się nazywasz? - nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie za bardzo się bałem. Język utkwił mi w gardle. Czarnowłosy poczekał parę minut, a potem ponowił pytanie.

- Jak się nazywasz chłopcze?- Pomimo strachu udało mi się jakoś wydukać odpowiedz.

- Ta... tat...Tatsuya Suzuki.

- Dobrze Tatsuya. Nie wiesz z jakiego powodu was porwałem prawda? - Zaczął znowu krążyć wokół mnie.

- Nie nie wiem.- odparłem ledwo słyszalnie zgodnie z prawdą.

- Porwałem was po to, aby uczynić z was shinobi idealnych. Jednak wystąpił mały problem. Tylko jedno z was może nim być. I będziesz nim właśnie ty Tatsuya Suzuki. To ciebie wybrałem.

Gdy tylko wypowiedział te słowa po całym ciele przeszedł mi zimny dreszcz. Wiedziałem, że zaraz stanie się coś złego.

- Ale, aby to zrobić musisz wiele przejść. Dlatego mam dla ciebie niespodziankę.- Nawet nie spostrzegłem, kiedy się nade mną pochylił i wyszeptał mi te słowa do ucha.

Po drugiej stronie lustra zapaliło się światło. Niespodzianka zmroziła mi krew w żyłach. Stałem się blady, całe moje ciało zaczęło jeszcze bardziej drżeć. Po drugiej stronie lustra moja młodsza siostra Mei leżała przykuta łańcuchami do jakiegoś stołu.

- Będę bawił się z twoją siostrą oraz kuzynem tak jak to robiłem z twoją matką i ciotką. Będę to robił do momentu, aż nie wyzbędziesz się wszystkich pozytywnych uczuć.- mówił nadal szepcząc mi do ucha.

Wyszedł, a ja cały się trząsłem z przerażenia. Płakałem i krzyczałem, aby tego nie robił, lecz na próżno.

Przez pół roku musiałem patrzeć dzień w dzień jak torturuje moją rodzinę. Robiłem wszystko, aby nie patrzeń, lecz mimo że zamykałem powieki nadal widziałem wszystko co robił mojej siostrze i kuzynowi. Co jakiś czas nudziła mu się zabawa z nim i wtedy zajmował się mną. Nadal pamiętam ten przeszywający ból, woń spalenizny, trzask łamanych kości.

Tak było przez pół roku do momentu, gdy nie znudziła mu się zabawa całkowici.

Miałem już wtedy 10 lat. Pomimo bólu fizycznego i psychicznego jaki zaznałem nadal nie stałem się całkowicie pozbawioną uczuć osobą.

Tamtego dnia czara goryczy, którą w sobie nosiłem napełniła się do końca. Czarnowłosy Takeo Shirai zwany też Chōkyōshi kaminari zabił moją siostrę i mojego kuzyna na moich oczach.

Nie miałem już nic co by mnie trzymało na tym świecie. Wściekłem się niesamowicie. Każdy w klanie Suzuki ma zielone oczy. Tamtego dnia, zaś zieleń moich oczu jarzyła się niebezpiecznie. Nie panowałem nad sobą to wtedy obudziła się moja druga strona. Kryształ zaczął pokrywać wszystko wokół, a potem zaczął się kruszyć. Nie było przed nim ucieczki. Nie pamiętam co się działo potem. Wiem jedynie, że moja uśpiona strona dobrze się wtedy bawiła. Gdy się ocknąłem byłem na zewnątrz. Leżałem na ziemi, a wokół mnie leżały ruiny kryjówki wrogich shinobi. Podniosłem się z trudem i ruszyłem na przód. Mijałem wielu ludzi umieszczonych w krysztale, który gdy tylko go dotknąłem zaczął się kruszyć. Dotarłem do miejsca gdzie była torturowana moja siostra i kuzyn. Ich ciałom nic nie było, wyglądały tak samo jak je ostatnio widziałem. Poturbowane z siniakami i ukuciami po igle w wielu miejscach. Wyglądały jakby spały. Padłem na kolana płacząc. Ogarnęło mnie przerażenie. Zostałem sam. Cały mój klan nie żyje. Nie ma już mamy, taty, wujka Taro, cioci Miny, mojej ukochanej siostry Mei czy troszeczkę wkurzającego ale kochanego kuzyna Keia. Wstałem i ruszyłem dalej musiałem zobaczyć, czy Chōkyōshi kaminari nadal żyje. Po pewnym czasie znalazłem to czego szukałem. Czerwonooki Takeo Shirai został uwięziony w krysztale z licznymi ranami na ciele. Jego ręce były złożone w pieczęć smoka. Na jego twarzy gościł grymas wściekłości, a głęboko pod warstwą złości w jego oczach można było zobaczyć szok. Ciekawi mnie do tej pory co go tak zszokowało. No cóż nigdy się tego nie dowiem. Podszedłem bliżej i położyłem dłoń na krysztale. Kopuła zaczęła pękać razem z zawartym w niej czarnowłosym mężczyzną. Po chwili rozpadła się całkowicie. Nic mi już nie groziło. Opuściłem dłoń, którą nadal trzymałem w powietrzu, upadłem na kolana przyciskając ją do piersi. Na mojej twarzy po raz pierwszy od pół roku pojawił się uśmiech. To koniec.

Pochowałem ciała swojej rodziny na wzgórzu pod pięknie kwitnącą wiśnią. Stałem nad grobami, aż do wschodu słońca, a potem ruszyłem przed siebie. Chciałem dostać się do Tsuki-gakure do wioski, w której się urodziłem.

Moja podróż trwała już dwa tygodnie. Szedłem bardzo długi czas. Nie miałem już siły, aby iść dalej. Zemdlałem z wyczerpania na pewnej polance. Jednak szczęście mi dopisało. Dostrzegł mnie patrol z Tsuki-gakure. Wróciłem do domu.

Jednak pomimo powrotu nieszczęście dalej się mnie trzymało. Tym razem wrogiem była moja druga uśpiona strona. Wystarczyło, abym trochę mocniej się wkurzył, a drugie ja budziło i robiło rzeź. Zaczęły się prześladowania, wyzwiska, unikanie. Nie miałem nic co by mnie nadal trzymało w tej wiosce. Nie było już dzielnicy klanu Suzuki. Nie było żadnej rodziny. Zostały tylko koszmary. Jedyną bliską mi osobą w wiosce był sam Kage. Opiekował się mną gdy wróciłem po porwaniu. To dzięki tej osobie nie zamknąłem się w sobie. Tylko przed nim nie udawałem zimnego księcia.

Teraz mam 14 lat. Minęło 5 lat od tamtej przeklętej nocy. Ciężko trenowałem od kąt wróciłem do wioski. Pomimo prześladowań nigdy nie zaatakowałem mieszkańca Tsuki-gakure, ale nie mogę powiedzieć tego samego o moim drugim ja.

Ale wróćmy do początku mojej opowieści:

- Giń potworze! Takie ścierwa jak ty nie powinny żyć! - Znowu zostałem zaatakowany. Nie robiłem nic pozwoliłem im się na mnie wyżyć. Wiedziałem, że nie mogę się wkurzyć bo będzie jeszcze gorzej, a wtedy nikt mnie nie powstrzyma przed zabiciem ich.

Nie wiem ile jeszcze mnie tak bili bo straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem był już ranek. Bocznymi uliczkami udałem się do swojego domu. Po dotarciu wziąłem prysznic, opatrzyłem rany, a potem zjadłem kanapki, które przyrządziłem chwile wcześniej. Dzień spędziłem w domu czytając książkę o legendach krążących po Tsuki-gakure. Gdy nastał wieczór nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Coś wewnątrz mnie kazało mi wyjść z domu. Posłuchałem się tego głosu i wyszedłem. Szedłem przed siebie nie wiedząc za bardzo, gdzie tak naprawdę idę. Ocknąłem się dopiero gdy dotarłem na wzgórze na którym kiedyś z rodziną zawsze oglądaliśmy gwiazdy. Położyłem się i zacząłem im się przyglądać. Były śliczne. Przypomniały mi się te wszystkie szczęśliwe chwile z spędzone z nimi. Wiedziałem, że one już nigdy nie wrócą. Po moim policzku zaczęła spadać jedna samotna łza. Leżałem tak przez dłuższy czas. Nagle na niebie zobaczyłem spadającą gwiazdę. Mama zawsze mi mówiła, że gdy zobaczymy spadającą gwiazdę trzeba pomyśleć życzenie, a wtedy ono się spełni. Nie myśląc wiele pomyślałam o jednej rzeczy, której pragnąłem najbardziej ,, Chciałbym znaleźć miejsce, w którym będę szczęśliwy'' . Zasnąłem muskany lekkimi podmuchami wiatru.

Gdy się ocknąłem od razu udałem się do domu. Wykonałem poranne czynności i wyszedłem. Bocznymi uliczkami udałem się do gabinetu Kage, ponieważ poprzedniego dnia chciał coś ode mnie.

Gdy tylko dotarłem pod drzwi gabinetu zapukałem. Po usłyszeniu proszę wszedłem.

- Witaj Kage-sama. Wzywałeś mnie.- Odparłem pochylając lekko głowę w dół.

- Ooo.. To ty Tatsu. Siadaj oczekiwałem cię.-odparł siwowłosy kage siedzący przy biurku.

- Hai.

- Tatsu musimy porozmawiać. Wiem jak ci ciężko żyć w tej wiosce dlatego mam dla ciebie propozycję.

- Jaką Kage-sama? – odparłem zaciekawiony.

- Wyruszysz do Konohy i tam zamieszkasz. Jak wiesz tu wszyscy traktują cię jak potwora. Ehh.. coraz ciężej mi jest ich powstrzymywać. Dlatego wyruszysz do Konohy i tam zaczniesz nowe życie. Co ty na to ?

- Zgadzam się.- Prawie spadłem z krzesełka słysząc tą propozycję. Będę mógł zacząć życie od nowa. Na mojej buzi gościł wielki uśmiech.- Dziękuje czcigodny Kage-sama. Kiedy mogę wyruszać ?

- Możesz i zaraz jeśli chcesz wystarczy, że dam ci przepustkę i mapę jak tam dotrzeć. Leć się spakuj, a potem tu wróć.

- Hai. - wyleciałem z biura jak z procy. Spakowałem się błyskawicznie i po paru minutach znów byłem u Kage.

- Będę za tobą tęsknić Tatsu.- odparł staruszek przytulając mnie.

- Też będę za panem tęsknił Kage-sama.- Odparłem oddając uścisk.

- Trzymaj i pamiętaj, aby czasami napisać co tam u ciebie słychać.

- Nie zapomnę. Żegnaj Kage-sama. - Odparłem wychodząc z biura Kage.

- Żegnaj Tatsu.- Odparł nadal patrząc w miejsce, w którym przed chwilą stał Tatsuya.

Biegłem przed siebie nawet na chwilę nie zwalniając kroku. Zwolniłem dopiero przed główną bramą, aby dać dyżurującemu shinobi przepustkę. Widziałem jak się uśmiecha czytając.

Na pożegnanie usłyszałem jedynie:

- Obyś zginął demonie.

Ruszyłem wolno. Zatrzymałem się dopiero na wzgórzu kilometr od Tsuki-gakure. Odwróciłem się, aby ostatni raz spojrzeć na wioskę, w której się wychowałem.

- Żegnaj. Czas zacząć nowe życie. Wiem, że jestem potworem i nie ważne, gdzie pójdę będę musiał grać zimnego księcia. Jednak liczę, że w Konosze będę choć trochę szczęśliwy. Jeśli będzie zagrażać ci niebezpieczeństwo wrócę, aby cię ochronić, lecz teraz żegnaj.

Odwróciłem się i ruszyłem przed siebie.

- Do Konohy.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Liczę, że rozdział się spodoba . Włożyłam w niego dużo pracy dlatego mam dla was ogłoszenie. Normalnie wstawiłam bym kolejny dopiero tak za miesiąc może dwa. Jeśli jednak chcecie, aby pojawił się szybciej to pod tym rozdziałem zaskoczcie mnie i niech będzie chociaż 6 komentarzy. Wiem, że to wyzwanie bo max było 3, ale liczę, że zrozumiecie i poświęcicie chwile, aby wyrazić swoją opinię.
Nie przedłużając. Do zobaczenia w następnej notce, a kiedy ona wyjdzie to zależy tylko od was. :)
Sayonara :)

9 komentarzy:

  1. Przyznaje, ze opowiadanie prezentuje dobry poziom. Masz dobry styl pisania i robisz mało błędów. Liczę, ze nie raz jeszcze zaskoczysz fabułą. Z niecierpliwością czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie fajnie fajnie! Ten rozdział moim zdaniem jest ciekawszy od poprzedniego. Zdecydowanie wolę takiebklimaty :D
    Fabuła całkowita jest naprawdę ciekawa. Nie.mogę.się.doczekać.rozwinięcia.wszystkich.wątków! :D
    Pozdrawiam i czekam cierpliwie na.next!
    Eklerka pówi papa! Eklerka mówi papa!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział swietny... teraz pewnie będzie trzeba czekać na historię kolejnej osoby z głównych bohaterów.
    Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś nie znalazłam czasu, żeby wcześniej skomentować. Ale już jestem. Co do rozdziału to mogę Ci powiedzieć, że zaciekawiłaś mnie jeszcze bardziej niż w poprzednim rozdziale. Nie mogę się doczekać nexta, więc zabierz sobie moją motywację i wenę i napisz coś (:
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, bardzo spodobał mi się Twój blog, dlatego nominowałam cię na swoim blogu do Liebster Blog Award :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Twoje zgłoszenie zostało zaakceptowane i opublikowane! Bardzo dziękuję za dołączenie swojego bloga do Lapidarium Narutowskiego. Zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów! :)

    Pozdrawiam,
    Mayako z Lapidarium Narutowskiego

    OdpowiedzUsuń
  7. Cieszę się, że trafiłam na Twoje opowiadanie, bo super się zapowiada! Czekam na kolejny rozdział i życzę duuuuużo weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Zrobiłem na prawdę wielkie oczy O_O to czytając, nie z powodu zdziwienia, lecz by ich nie zamknąć i brnąć dalej ku historii tego chłopaka. Wysoki poziom nam tu prezentujesz, błędów się żadnych nie doszukałem, a język pisania cud, miód.
    Coś mi się zdaje, że nasz bohater zaprzyjaźni się z pewnym blondynem :P. ,,Cierpienie jest najlepszym spoiwem dwojga ludzi" ~Mess.
    Życzę dużo weny i przede wszystkim chęci, by zaszczycać nas nowymi rozdziałami. Z chęcią będę tu wpadał i czytał oraz komentował ^^. ~Mess

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurde to było mega. Przedstawiłaś postać która napewno zapadnie mi w pamięć. Tortury. Czemu nie? Niech cierpienie płynie bystrą rzeką. O motywie tortur już dawno myślałem i teraz się do nich przekonałem. Ale nie będę ci się rozpisywał czekam na nexta.
    U mnie notka będzie jeszcze w ten weekend. Pozdrawiam Elon

    OdpowiedzUsuń